niedziela, 17 czerwca 2018

1. Bestia popełnia samobójstwo

Gdy z dnia na dzień zaczęło robić się coraz chłodniej, Tytani byli zmuszeni sprzątnąć wszystkie sprzęty z dachu i podwórza, by te w nienaruszonym stanie mogły posłużyć w kolejnym roku. Bestia długo płakał nad zraszaczami rozstawionymi na trawniku, dopóki Nightwing boleśnie i stanowczo nie wbił mu do głowy, że zimą może się co najwyżej zabić o zamarzniętą wodę, niż sobie poskakać.
Koniec roku zbliżał się małymi krokami i temperatury spadły o dobre dziesięć stopni w ciągu ostatniego tygodnia. Wokół wyspy utworzyła się warstwa lodu, a Bestia z Terrą niemal codziennie szukali pretekstu, by sprawdzić, czy jest wystarczająco gruby, aby się po nim ślizgać.
Starfire właśnie siedziała wygodnie na poduszce, wpatrując się w śnieżną zawieruchę za ogromną szybą w salonie. Było kompletnie ciemno i nic nie mogła dostrzec, ale wyraźnie widziała wirujące na wietrze białe płatki.
Raven ze swoją zwyczajową miną klęczała tuż przy niej, owijając ciało Tamaranki świeżymi bandażami. Nawet pomimo dobrej opieki medycznej oraz uzdrowicielskich mocy Rae Starfire wciąż musiała dochodzić do siebie. Azarathka martwiła się, że rany psychiczne będą głębsze niż fizyczne, ale wydawało się, że u Kori wszystko było w porządku.
Skóra kosmitki była naznaczona licznymi siniakami, bliznami i powoli gojącymi się ranami. Raven starannie wmasowała maść w te najbardziej paskudne, aby przyśpieszyć gojenie.
- Dziękuję, że mi pomagasz - odezwała się Kori, uśmiechając się z wdzięcznością do odbicia Raven w szybie. Roth skinęła głową, nie przerywając zajęcia.
Było coś uspokajającego w tym, co robiły. Siedząc przy ciepłym świetle pojedynczych nocnych lampek, rozstawionych wszędzie gdzie się da, na pastelowych poduszkach, czuła się prawie jak na babskich wieczorach, na które dawniej zaciągała ją Starfire. Siedziały wtedy we czwórkę, razem z Terrą i Jinx w różowym pokoju Kori, w piżamach, z włosami zawiniętymi w ręczniki, z jakimś podejrzanym błotem z Tamaranu na twarzy i rozmawiały całą noc. Rachel nie bała się wtedy otworzyć, bo wszystko, co powiedziały zostawało w ścianach pokoju. To były ulubione chwile Raven, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała. A każdego, kto by tak powiedział, wysłałaby portalem na Syberię.
- Używaj tej maści raz dziennie - przypomniała Rachel, a Kori pokiwała głową.
W tym momencie drzwi rozchyliły się z cichym szumem i do środka weszli Cyborg z Nightwingiem, dyskutując o czymś. Starfire nie zwróciła na nich uwagi, zajęta obserwowaniem śniegu za oknem. Raven zwróciła ku nim twarz. Grayson gestykulował zawzięcie, a Victor sprawiał wrażenie nieco poirytowanego.
Oboje usiedli przy stole jadalnym, a Nightwing w roztargnieniu wepchnął do buzi garść przekąsek z miski. Zakrztusił się i Cyborg poklepał go po plecach.
- Co to jest? - wykrztusił, przełykając z trudem.
- Suszone płatki ryby. Tara ma jazdę na japońszczyznę - odparła beznamiętnym tonem Raven. Dick popił wszystko szklanką wody.
- Widzisz? - spojrzał na Vica, jakby to wszystko wyjaśniało. - Oto kolejny powód.
Stone w odpowiedzi przewrócił oczyma.
- Powód do czego? - zainteresowała się Starfire, obracając się twarzą do nich. Przy okazji uderzyła łokciem w policzek Raven, zostawiając na nim resztkę zielonkawej maści.
- Nightwing chce popełnić samobójstwo - wypalił Cyborg, tonem mówiącym, że to najgorszy pomysł, jaki usłyszał w całym swoim życiu. Starfire natychmiast się poderwała i podleciała do Graysona. Złapała go za poły beżowego swetra i przyciągnęła jego twarzy bardzo blisko swojej.
Zdezorientowany Dick spojrzał na Victora, na co ten się zaśmiał i rozłożył ręce.
- Star, odstaw biednego Nighta na podłogę. Mnie chodziło, że chłopak chce wyjść do miasta po zakupy. - Teraz Kori spojrzała na niego uważnie, nie rozumiejąc, dlaczego Dick miałby chcieć zrobić coś tak głupiego.
Na swoje usprawiedliwienie Richard powiedział im, że Garfield przed chwilą próbował zjeść Jedwabka.

***

Raven, wysłana po umierającego z głodu Bestię, stanęła w drzwiach jego pokoju. Dotarła tylko do progu, bo dalej nie dała rady wejść. Przywitała ją zabudowa z zapoconych podkoszulków i części bielizny, kartonów po pizzy i chińszczyźnie, a także plastikowych opakowań nieznanego pochodzenia. Tuż przy podłodze widziała wydeptany tunel, w którym mógłby się zmieścić co najwyżej jeż i Raven nie wątpiła, że właśnie w to zmieniał się Garfield, by dostać się do swojej sypialni.
- Bestia - krzyknęła do sterty śmieci. - Oddaj robala, a nikomu (poza tobą) nie stanie się krzywda!
Odpowiedział jej stłumiony okrzyk i dźwięk spadającego na podłogę ciała. Po chwili przed jej nosem wyrósł zielony gremlin, wyszczerzający kły i drapiący się po politycy w zakłopotaniu. Miał na sobie tylko luźne dresy i jedną skarpetkę, w dodatku wyglądał, jakby dopiero wrócił po wyprawie z sawanny.
Raven nawet nie mrugnęła, gdy robiła stanowczy krok do tyłu, na co Bestia zrobił urażoną minę.
- Sorka - mruknął. - Słyszałem jedynie twój matczyny okrzyk, co dokładnie to... - Rozłożył ręce.
- Nightwing ma dla ciebie specjalną misję - powiedziała bardzo powoli, ale Logan nie wyczuł ostrzegawczego tonu w jej głosie.
- Naprawdę?
- Uhm. - Złapała go za ramiona i wypchnęła w głąb korytarza, nic sobie nie robiąc z tego, że był w zasadzie półnagi. Bestię natomiast tchnęła jakaś tajemnicza energia i popędził w podskokach ku czekającej misji. Raven stała, czekając, aż zniknie za horyzontem, po czym jeszcze raz spojrzała na zabudowę. Wzdrygnęła się, widząc sos serowy na parze brudnych skarpetek, wetkniętych gdzieś z boku, po czym szybko zamknęła drzwi.

***

Garfield czuł się bardzo, ale to bardzo, rozczarowany. Nie podobała mu się ta misja specjalna. Oczyma wyobraźni widział siebie, pilotującego T-statkiem pośród burzy śnieżnej, szukając zaginionej na Bahamach blondwłosej piękności w bikini. To, co dostał zamiast, nie oddawało nawet w jednym procencie tego, co sobie wyobrażał.
Stał w kolejce do kasy, z upchanymi produktami w koszyku. W zamarzniętych i zdrętwiałych palcach trzymał zwitek papieru z listą zakupów, po które wysłał go Nightwing. Jednocześnie czuł czyjś wózek, wbijający mu się w tyłek i wcale mu się to nie podobało.
Gar nie wiedział, czym sobie zasłużył na tak okrutny los. Z markotną miną posuwał się wolno do przodu, poganiając dziewczynę przed nim, która ociągała się z wyłożeniem produktów na taśmę.
Jego wrażliwe uszy uchwyciły zamieszanie na tyłach, ale nie zwracał na nie uwagi. Pewnie znowu jacyś zakupowicze kłócili się o ten zielony sweter ze Świętym Mikołajem, który mijał między rzędami.
Nie mógł jednak zignorować tego bufona, który teraz przepychał się przez kolejkę i wpakował swój łokieć w brzuch Logana.
- Ej! Koleś, wracaj na koniec kolejki, ludzie też czekają.
Mężczyzna odwrócił się, rażąc Bestię zirytowanym spojrzeniem. Był wysoki i dobrze zbudowany, o czarnych jak noc włosach z pojedynczym białym pasmem w grzywce. Gar natychmiast zmalał. Jego instynkt podpowiadał mu, że z takimi lepiej nie zadzierać.
- Co? - warknął tamten. - Jeśli chcesz się kłócić o głupie miejsce w kolejce...
- Nie, nic - wymamrotał Bestia, wracając do wykładania towarów. Usłyszał prychnięcie i potem mężczyzna wyszedł ze sklepu, załatwiając to, czego potrzebował. Gara ciekawiło, dlaczego taki bokser kupował świąteczny sweter, ale nie zamierzał drążyć tematu.
Zakupy są stresujące. I ciężkie.
Bestia zataczał się przez parking, taszcząc trzy sporo ważące reklamówki z firmowym logo. Kusiło go, by zmienić się w silne zwierzę, ale musiał się powstrzymać przy ludziach. Nie chciał zobaczyć później na YouTube zielonego niedźwiedzia polarnego trzymającego siatki w paszczy.
Opatulił się szczelniej puchową kurtką, naciągnął maksymalnie czapkę i ruszył przez zaspy. Dlaczego nikt nie mógł do podwieźć? Co on takiego zrobił światu?
Było ciemno jak w dupie i jeszcze ten głupi śnieg wpadał mu do oczu. Bestii marzyła się ciepła herbatka. I kominek. I lukrowane pierniczki. I...
Rozmarzony wizją świątecznego nastroju nawet nie zauważył osoby przed sobą. Nagle uderzył czołem w czyjeś plecy i zanim zdążył cokolwiek zrobić, zobaczył, jak pchnięty przez niego człowiek poślizgnął się na śniegu i wypadł na jezdnię, wprost pod podjeżdżający samochód dostawczy.
Bestia krzyknął i rzucił się z wyciągniętymi rękami, chociaż nie wiedział, co to miałoby zdziałać. Człowiek wykazał się za to większym refleksem, bo natychmiast skoczył, prześlizgnął się zwinnie po masce dostawczaka i zgrabnie wylądował po drugiej stronie chodnika. Garfieldowi opadła szczęka, podczas gdy tamten otrzepał się ze śniegu, jak gdyby nigdy nic.
Kierowca zahamował gwałtownie i wyskoczył na ulicę, rozglądając się na wszystkie strony. Mężczyzna uniósł rękę, dając kierowcy do zrozumienia, że nic się nie stało. Kierowca zauważył również Bestię (Garfield zawsze uważał, że jego urok osobisty jaśnieje w mroku, ale chyba nie aż tak) i zaraz odjechał, zostawiając sprawy same sobie.
Gar podbiegł do mężczyzny, który sprawdzał, czy zawartości jego plecaka nic się nie stało.
- Koleś, jesteś ca...
Urwał tak nagle, jak zaczął. To był ten bufon ze sklepu. Matko, co za wstyd!
Mężczyzna zmierzył go spojrzeniem, którego Logan nie potrafił rozszyfrować. Potrząsnął czarną czupryną z tym dziwnym białym paskiem, która zaraz znów była przyprószona śniegiem.
- Jesteś Młodym Tytanem, huh? Nie zauważyłem wcześniej - rzucił lekko drwiącym tonem. Bestia nie wiedział, czy się z niego naśmiewa, czy to był jego zwyczajowy głos, co było bardzo możliwe.
- Właściwie to tylko Tytanem - sprostował Bestia. Nie mógł się powstrzymać. - Nie jesteśmy Młodymi, bo każdy jest już dorosły.
Każdy poza mną, poprawił się w myślach Bestia. Mężczyzna wydał z siebie ciche „huh”, jakby Bestia powiedział wyjątkowo udaną anegdotę.
- Po co ci ten sweter? - wypalił Zielony. Od tego też nie mógł się powstrzymać.
Czarnowłosy odruchowo spojrzał na swój plecak i zarzucił go na drugie ramię.
- Prezent na Gwiazdkę - odparł. Gwiazdka była kilka dni temu, ale najwyraźniej do niektórych miał dotrzeć spóźniony elf.
- Dla dziewczyny?
- Dla brata - odpowiedział, naciągając rękawice na ręce. Ciekawe, jaki musiał być ten brat, skoro nosił zielone swetry z Mikołajem w rozmiarze XL.
- Chciałbym mieć braciszka, który daje mi takie fajne prezenty - wyszczerzył się Bestia nie wiadomo po co. Głupek, to jakiś totalnie randomowy koleś z Biedry, a ty gadasz z nim o twoim prywatnym życiu.
- Nie wiem, czy trafię do niego w tej zamieci - Mężczyzna wzruszył ramionami, jakby średnio go obchodziło czy w ogóle dotrze do swojej rodziny.
Garfield z powątpieniem uniósł głowę ku niebu. 
- Może chcesz przeczekać śnieżycę u nas? Jest znacznie cieplej niż na parkingu - zaproponował nieznajomemu, wierząc w swoje dobre intencje. Sam z pewnością nie chciał czekać na dworcu, nie wiedząc dokąd się udać.
Czuł, jak odmarzają mu wszystkie palce u stóp. Naprawdę marzył mu się ten kominek. Może Cybuś pozwoli mu zrobić ognisko...

***

Jeśli przestępczy półświatek robił sobie kiedykolwiek wolne, miało to miejsce teraz. Przez trwające od kilku dni zamiecie ulice miasta wyglądały niemal na wymarłe. Latarnie i światła w oknach były zapalone przez cały czas — w dzień słońce zakrywała gruba warstwa szarych chmur, a jakby tego było mało, widoczność skutecznie uniemożliwiał ciągle spadający śnieg.
Ruch ożywiał w godzinach pracy. Rano, gdy ludzie do niej wyjeżdżali i po południu, gdy wracali. Tylko nieliczny poruszali się na piechotę po regularnie odśnieżanych chodnikach.
Zapowiadali najgorszą zimę od trzydziestu lat i wszyscy, łącznie z przestępcami, pochowali się do swoich ciepłych kryjówek.
Każdy spodziewałby się, że superbohaterowie w każdej wolnej chwili wprost nie będą mogli przestać biegać, rzucać się na materace i niszczyć manekiny w morderczym szale.
Wszyscy Tytani byli niezwykle zajęci sobą. Kori siedziała oparta plecami o szybę i wycinała papierowe ludzik. Cyborg stał przy garach, usiłując wykombinować coś do jedzenia dla przymierających głodem przyjaciół (zakupy i Bestię spisał na straty).
Grayson krążył przy drzwiach w bezpiecznej odległości (mógł wyjść na korytarz, ale w salonie było cieplej) i właśnie tłumaczył swojemu szefowi z policji, dlaczego nie może jeszcze wrócić do pracy. Ten człowiek nie należał do osób przychylnych, ale Nightwing niemal widział, jak posępnie wygląda przez okno i się zgadza. Richard zaproponował, że mógłby na czas śnieżycy zadomowić się u policji w Jump City i pomysł ten spotkał się z aprobatą szefa.
Jinx z Rachel siedziały na dywanie przy stoliku kawowym i ze znudzeniem układały puzzle. Nikt nigdy nie układał puzzli, a fakt, że ktoś to robił, świadczył naprawdę źle. Zaś Tara wyłożyła się wzdłuż kanapy ze słuchawkami na uszach; wyglądała jakby spała.
Dick właśnie zakończył rozmowę. Wrócił do pozostałych, chowając telefon do kieszeni.
- Zgodził się? - zagadnął jakby od niechcenia Vic, krojąc z namaszczeniem paprykę na plasterki. Nie dał po sobie poznać, jak bardzo zależało mu na odpowiedzi.
Nightwing przytaknął głową. Wskoczył na blat obok Cyborga i sięgnął po swój kubek kawy. Upił łyk, delektując się gorzkim smakiem. Czuł, jak kofeina powoli rozchodzi się po jego ciele.
- Jutro będę musiał zameldować się na głównym komisariacie tutaj, ale do tego czasu nie mam zamiaru się nigdzie ruszać - powiedział, przeciągając się.
Towarzystwo wyraźnie się ucieszyło, słysząc nowinę. Starfire klasnęła w dłonie, odłożywszy nożyczki.
- To znaczy, że pomożesz nam ubierać choinkę? - spytała. Pozostali wymienili rozbawione spojrzenia. Jaką choinkę? Niech ktoś ją tu najpierw przytarga.
- Wydawało mi się, że mieliśmy jakąś z poprzedniego roku - Cyborg zmarszczył brew.
- Nie, w tamtym roku nie mieliśmy choinki. To ta z jeszcze poprzedniejszego, pamiętasz? - przypomniała Jinx. Vic otworzył usta w niemym "ach". Wrócił do przygotowywania kanapek, porzucając temat świątecznego drzewka. Faktycznie mogli mieć rok temu ważniejsze rzeczy na głowie niż święta. Wtedy chyba był ten incydent z seryjnym Mikołajem-mordercą, co kradł biednym i zabijał bogatych. Zupełnie o tym zapomniał.
- Jest jeszcze ta mała ze schowka.
- To kurdupel, nie choinka - Jinx wydęła policzki. Oraz nie podobała jej się wizja szukania czegokolwiek w osławionym składziku, w którym według legendy kiedyś coś zdechło, nikt tego nie posprzątał i teraz duch cosia straszył odwiedzających.
Rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Starfire zerwała się z miejsca.
- Ja otworzę.
I polecała na dół, zanim ktokolwiek zdążył się zdziwić, że w ogóle mają dzwonek.
Nie śpieszyła się, bo po prawdzie chciała pobyć chwilę sama. Wykorzystała teraz okazję. Przyzwyczajona przez lata do własnego towarzystwa czuła się dziwnie przytłoczona atmosferą w wieży. Niepokoiło ją to dziwne kłucie w piersi, gdy patrzyła na zebranych w jednym miejscu przyjaciół, a w jej głowie rozbrzmiewały słowa członków Ligi Zabójców.
"Nigdy się od nas nie uwolnisz."
Pamiętała słowa młodej kobiety, która przychodziła do niej za każdym razem, gdy Kori próbowała uciekać i szeptała do jej ucha słowa zaklęcia. Kłamstwa, którymi karmiła kosmitkę przez całe trzy lata, wciąż obijały się po umyśle Tamaranki.
Stanęła w holu i otworzyła masywne drzwi wejściowe, wpuszczając do środka mroźne grudniowe powietrze. Obok niej przemknęły dwa cienie, zanim drzwi zasunęły się z łoskotem.
- Bestio, wytłumaczysz mi, kim jest twój nowy kolega? - zadała pytanie, co zabrzmiało nieco zbyt pretensjonalnie niż zamierzała.
Przed nią stały dwa sople lodu, a jednym z nich niewątpliwie był Bestia. Poznała go po tej śmiesznej różowej czapce z doszytymi kocimi uszami, w której wyszedł z domu. Za to drugiego człowieka nie znała i była pewna, że widzi go pierwszy raz na oczy.
Logan otrzepał się ze śniegu jak pies. Otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Nawet nie znał jego imienia. Gnali na złamanie karku do wieży i nie było czasu zapytać. Dotarło do niego, że mogło to być trochę głupie. Night ogoli mu za to głowę.
Mężczyzna wyciągnął dłoń do Kori.
- Jestem Jason, moja śliczna.
W normalnych okolicznościach Starfire oblałaby się rumieńcem, słysząc komplement, ale cos jej się nie podobało w jego imieniu, brzmieniu głosu i w tym uśmiechu, który gościł na twarzy mężczyzny.
Garfield za to się rozpromienił.
- Świetnie! Jason, Star. Star, Jason. Wszyscy się już znamy, więc czy możemy już iść na górę? Napiłbym się kakao.
Zostawili przemoknięte buty, kurtki, czapki i szaliki w przedpokoju, gdzie natychmiast zaczęła się formować kałuża. Bestia obiecał sobie, że później to posprząta.
Gdy Starfire weszła do salonu, zastała wszystkich w takich samych pozycjach, w jakich ich zostawiła. Raven i Jinx nadal udawały zainteresowanie puzzlami; Jinx z roztargnienia nawet nie zauważyła, że siedzi na kilku elementach; Rae wyglądała na podejrzanie zaspaną, jakby mogła usnąć na siedząco. Cyborg właśnie zaglądał do rozgrzanego piekarnika, a Nightwing wciąż siedział na blacie, w skupieniu pijąc czarną kawę. Zza oparcia kanapy widziała bezwładnie zwisające ręce Terry, które blondynka wyrzuciła do góry podczas snu.
Garfield ostawił siatki na blacie przy lodówce.
- Kochani! - zawołał i został kompletnie zignorowany. Odchrząknął i spróbował znowu. - Mamy gościa.
Starfire zauważyła, że mężczyzna trochę stracił z dotychczasowej pewności siebie. Nagle znalazł się w obcym otoczeniu, w otoczeniu nieznanych mu osób, które gapiły się na niego, jakby był przybyszem z innej planety. Jason poczuł się trochę urażony, bo przecież mieli tutaj prawdziwą kosmitkę oraz czarownicę z innego wymiaru.
Poprawił pasek plecaka na ramieniu.
- Wasz kumpel pozwolił mi zostać na noc, dopóki na dworze się nie uspokoi. Jestem Jason Todd.
W ciszy, która nastała po jego słowach (podejrzewał, że Tytani byli zbyt zaskoczeni, by odpowiedzieć) rozległ się wyraźny dźwięk kubka rozbijającego się o podłogę na milion kawałków.


*~*~* 

Obiecałam przed wakacjami i oto jestem. Zaczynamy ciąg dalszy! Dajcie znać, co sądzicie o nowym gościu Tytanów :3

9 komentarzy:

  1. Zanim jeszcze zacznę czytać... Ten tytuł... dziewczyno, nie strasz!
    Okej, zaczynam czytać...
    Było kompletnie ciemno i nic nie mogła dostrzec, ale wyraźnie widziała wirujące na wietrze białe płatki. - trochę mi się to nielogiczne wydaje, to widzi czy nie widzi? Czepiam się? Jeśli tak, to przepraszam. Katar mam i włączył mi się ekstremalny tryb narzekania.
    Nawet pomimo dobrej opieki medycznej oraz uzdrowicielskich mocy Rae Starfire wciąż musiała dochodzić do siebie. - wydaje mi się, ze między Rae a Starfire powinien być przecinek.
    Właściwie... dobrze Ci idzie pisanie Bestią. Przy Garfieldzie można sobie pozwolić na takie akcje jak chociażby wózek wbijający się w dupę. Przy Raven mi to nie pasuje, może ze względu na dosć poważny charakter całego mojego opowiadania. A takie akcje fajnie rozluźniaja atmosferę.
    Szczerze myślałam, że Bestia spowoduje śmierć tego faceta, gdy wypchnął go na drogę. Wtedy zgadzałby mi się tytuł.
    Już samo imię sprawiło, że wiedziałam o kogo chodzi. Wow. Jedno wielkie WOW. Chcę wiedzieć tu i teraz, co on tam robi? I Richard... Czemu przerywasz w takim momencie?! Bo naślę na ciebie wkurzoną Raven. A to nie będzie przyjemne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawiałam ten rozdział trochę po nocy, więc jeśli coś jest nielogiczne, zwalam to na zmęczenie. Czasem tak jest po ciemku, że widzi się śnieg tuż przy szybie, ale otoczenia znajdujące się dalej jest niewidoczne. O coś takiego mi chodziło, będę musiała to poprawić.
      Ja właśnie mam wrażenie, że robię z Bestii totalnego idiotę XD

      Usuń
    2. Tez mam takie wrazenie. Na kims sie trzeba wyzyc, a Bestia jakos tak sam sie nawija.
      No dobra. Moze tak jest. Nie wiem. Rolety caly czas mam rozwiniete i na swiat nie wygladam.
      Przeczytam jeszcze pozniej i ewentualnie napisze, jakby cos sie dalej nie zgadzalo.
      PS. Moge liczyc w tej serii na wiecej Raven? (Zdaje mi sie, czy juz sie o to pytalam?)

      Usuń
    3. Mi się zdaje, że pytasz o to za każdym razem XD Będzie więcej Rae, już obiecałam

      Usuń
    4. Jestem upierdliwa... no coz. Tak malo jest eraz dobrych opowiadan o tytanach, a tym bardziej o Raven. Takze wybacz, moze w koncu do mnie dotrze, ze Raven bedzie. Nie obiecuje, ale postaram sie juz nie pytac

      Usuń
  2. Ja tylko proszę, żeby przyjść mnie kopnąć koło czwartku, bym przeczytała, bo na razie jestem zawalona pracą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, padnięta, ale przyszłam i czytam.
    Ta akcja z zaproszeniem nieznajomego wydaje mi się trochę dziwna. Nie wiem, może to tylko ja nie zapraszam do domu każdej osoby, która przepchnęła się przede mną w kolejce.
    "Wskoczył na blat obok Cyborga i sięgnął po swój kubek kawy." Wyobrażam to sobie tak, że Cyb sobie sieka paprykę, a Nightwing stoi na blacie obok deski do krojenia i sączy kawę xD.
    "Oraz nie podobała jej się wizja szukania czegokolwiek w osławionym składziku, w którym według legendy kiedyś coś zdechło, nikt tego nie posprzątał i teraz duch cosia straszył odwiedzających. " nie wiem, po co tu to "oraz"
    "Pamiętała słowa młodej kobiety, która przychodziła do niej za każdym razem, gdy Kori próbowała uciekać i szeptała do jej ucha słowa zaklęcia. Kłamstwa, którymi karmiła kosmitkę przez całe trzy lata, wciąż obijały się po umyśle Tamaranki." Dlaczego nikt tej biednej dziewczyny nie zabrał do psychologa ;_;?
    Ogółem jestem ciekawa, co ty tam znowu wykombinowałaś i po co Todd przyszedł nękać Tytanów w środku zamieci śnieżnej. Chętnie wiecej poczytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mogę rzecz, to Bestia ¯\_(ツ)_/¯
      Oczywiście Night usiadł na blacie XD Jeszcze by go Cyborg pogonił, że brudzi mu jego święte miejsce do pracy.

      Usuń

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń