sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 1. Powrót


*Robin*
Spałem sobie spokojnie, aż tu nagle zadzwonił budzik. Podniosłem głowę, otworzyłem oczy, rozejrzałem się i ziewając, znowu opadłem na materac, przykrywając głowę kołdrą. Wcale, ale do wcale, nie chciało mi się wstać. Mimo iż za oknem była świetna pogoda, a słońce wbijało mi się do pokoju przez roletę, czułem się okropnie. Miałem dość tego cholernego świata, wszystko posypało się tak nagle... - dryń... dryń... dryń...! - dźwięk komórki przerwał mi moje, poranne, dobijanie się. Położyłem się jeszcze „na sekundę”. Prześpię się jeszcze 5 minut... No dobra, może 10. Zamknąłem oczy i zasnąłem.
Idę, późną nocą, przez park. Ze spuszczoną głową, wpatruję się w moje nogi i dla zabicia nudy, liczę kroki. Nagle słychać czyjś głośny krzyk. Podbiegłem za nim. Jestem strasznie zmęczony (nie wiem czym, ale spoko...) ale biegnę dalej, byle tylko znaleźć tę osobę, która krzyczała. Nim się obejrzałem, znalazłem się w słabo oświetlonej, wąskiej uliczce. Wyjąłem z kieszeni latarkę i poświeciłem przed siebie. Moim oczom ukazał się przerażający widok! Banda oprychów kopała, leżącego na ziemi i zwijającego się z bólu, chłopaka. Było ich może z pięciu, czterech znęcało się nad chłopcem a jeden stał obojętnie i opierał się o ścianę. Stałem jak sparaliżowany, nie wiedziałem co robić. Schowałem tylko latarkę do kieszeni.
- Te, patrzcie na tego. - jeden z nich wskazuje na mnie palcem – No chłopie, chcesz oberwać?! - wydziera się na mnie. Nie odpowiedziałem. Chciałem krzyczeć, uciec ale nie mogłem. Po prostu stałem i wielkimi oczami patrzyłem na całą tą scenkę. Ten, który wcześniej mnie zaczepił, podszedł do mnie, złapał za bluzę i podciągnął do góry. Próbowałem nogami dosięgnąć ziemi.
- Pu...puść mnie! - wysapałem. O dziwo, koleś spełnił moją prośbę... Opuścił mnie z powrotem na ziemię ale bluzy nie puścił. Gdy tylko odetchnąłem, spojrzałem na niego kątem oka. Wysoki, może z metr 80, ogolony na łyso. Szara bluza z kapturem, dresy i skórzane buty. Wyglądał mi na miejscowego przygłupa.
- Ej, ludzie! - krzyczy do reszty. Zostawili tamtego chłopaka i zajęli się mną. Przyglądali mi się przez krótką chwilę z zaciekawieniem.
- Co mam z nim zrobić?
- Co chcesz, jest twój – odparł niewysoki blondyn. Tamten tylko uniósł brew i wrócił do mnie. - W sumie... to już się dzisiaj zabawiłem. - puszcza moją bluzę i odchodzi. Dopiero teraz zauważyłem, że chłopak, którego bili wcześniej, już dawno zdążył zwiać. Ale już mnie to nie obchodziło, teraz interesowałem się tym "gangiem". Zacisnąłem pięść ze zdenerwowania, że tak po prostu sobie odejdą.
~ Dam im nauczkę - pomyślałem. Gdy koleś się tylko odwrócił, dostał ode mnie w brzuch i grzmotnął na ścianę. Reszta bandy zaproponowała pomoc, ale na moje szczęście, odmówił i powiedział, że da sobie radę sam. Gdy się podniósł, wytarł rękawem krew i rzucił się na mnie. Odskoczyłem, odbiłem się od ściany i wylądowałem tuż za nim. Zaskoczony moją błyskawiczną reakcją, odwrócił się i szukał mnie wzrokiem. Nagle dostał prosto w twarz a potem parę razy w łydkę. Ode mnie oczywiście. Wkurzony, że ma problem ze zwykłym chłopakiem, zamachnął się w powietrzu, licząc, że we mnie uderzy. Przeliczył się, ale za to dostał ode mnie kopa w dupę i poleciał na swoich kumpli.
- Cholera, nie wygram z nim!
- Tym razem... - zwraca się do mnie - ci się upiekło, młody. - Młody?! - Idziecie?! - pogania pozostałych i wychodzi z zaułka.
~ Już sobie idą! Nareszcie! Ale zaraz... czemu tamten z nimi nie idzie? - popatrzyłem w stronę chłopaka, który nie brał udziału w bijatyce. On również, był zaskoczony moimi umiejętnościami w walce ale w jego oczach nie było strachu, tylko zachwyt. Był zachwycony tym, że w końcu ktoś dokopał ale tak porządnie jego kumplom! Już miałem do niego podejść, ale wyprzedził mnie kolo z którym się biłem.
- Vic, leziesz?! - wrzasnął na niego. Obejrzał się na niego i pokręcił głową
- Nie. - odpowiedział - Muszę jeszcze coś załatwić.
- Jak sobie chcesz... W razie czego, wiesz gdzie nas szukać - tu puścił do niego oczko.
- Wiem Erick. - odpowiedział mu. - To nara! - pożegnał się. Gdy tamci już zmyli się za zakrętem, od razu zrobił się z niego inny człowiek. Ze spokojnego i obojętnego, na...
- Ziom, ale akcja! - zagadnął mnie. Obejrzałem się za siebie aby się upewnić, że mówi do kogoś innego. Ale nie, mówił do mnie.
- Eee... dzięki.? - niby to powiedziałem niby zapytałem. Jeszcze raz upewniłem się, że kierował te słowa do mnie. - Vic, tak? - spytałem go o imię. Przytaknął i podał mi rękę.
- Vic, Victor... jedno i to samo. - odparł.
- A nazwisko? - odpytywałem, z ciekawości.
- Stone. Victor Stone - za pierwszym razem nie skojarzyłem. Dopiero nieco później mnie olśniło
- To ty grasz w tej drużynie bejsbolowej? - znowu pokiwał głową - Wow... Ej, to czemu łazisz z tymi oprychami?! - zmieniłem temat.
- Sam nie wiem, tak jakoś. Ale dość o mnie, teraz trochę o tobie!
- Nie ma o czym gadać. - uśmiechnąłem się i wywróciłem oczami a on zaśmiał się cicho. Staliśmy tak jeszcze przez parę minut. - Znałeś tego chłopca, którego bili twoi kumple?
- Raz. To nie są moi kumple, raczej hmm... - zastanawia się - ... goście ze szkoły. I dwa. Nie, nie znam go. - popatrzyłem na niego pytającym wzrokiem. Nagle odezwał się mój zegarek. Właśnie wybiła północ. Wywróciłem wymownie oczami i stwierdziłem, że muszę już wracać. Odprowadził mnie do parku i tu się rozstaliśmy. Ponownie wyjąłem latarkę z kieszeni, włączyłem i wróciłem do domu...
- Robin!
- Jeszcze pięć minut... - obudziłem się. Wtuliłem w poduszkę i zacisnąłem powieki.
- Wstawaj!!! - ktoś wrzasną nad moim uchem i wyrwał mi spod głowy poduszkę.
- Ej! - podniosłem się. Podparłem się jedną ręką z tyłu a drugą przetarłem oczy. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w swoim pokoju. Nagle mój wzrok trafił na kipiącą od złości dziewczynę.
- Robin! - wydzierała się na mnie - Jest południe a ty nadal się obijasz! - walnęła mnie w głową, skradzioną wcześniej poduszką.
- Daj se siana... jest sobota. - znalazłem odpowiednią wymówkę. Nagle zorientowałem się, że 1. jestem w samej bieliźnie. 2. TA dziewczyna, bez pytania, wdarła mi się do pokoju 3. nigdy tak długo nie spałem i 4. jestem strasznie głodny. Wygoniłem ją ręką z sypialni. Gdy wyszła, doczłapałem się do łazienki, zdjąłem maskę i spojrzałem w lustro. Przypatrzyłem się sobie uważnie- rozczochrane włosy, zapuchnięte oczy... Odkręciłem kran i przemyłem twarz zimną wodą. Poczułem przyjemni chłodek na twarzy. Chwyciłem szczoteczkę do zębów i pastę. Potem wziąłem grzebień, rozczesałem moje kołtuny, nałożyłem odrobinę żelu do włosów i zacząłem układać sobie włosy. Po porannej toalecie zabrałem się za ubieranie. Stwierdziłem, że najpierw pójdę coś przekąsić a potem zabiorę się za trening. W tej sytuacji ściągnąłem z wieszaka mój strój super-bohatera, ponownie zamknąłem się w łazience i przebrałem się w kostium Robina. Przed wyjściem z pokoju, założyłem maskę i sprawdziłem w lustrze czy dobrze leży. Tak wyszedłem na spotkanie zresztą grupy.
Gdy otworzyłem drzwi zobaczyłem tam moją przyjaciółkę, która 15 minut wcześniej, okładała mnie jeszcze poduszką.
- O cześć Nel! - przywitałem się z niewysoką brunetką o pięknych, pistacjowych oczach. Miała na sobie krótką, różową sukienkę, czarny sweterek, trampki o różanym kolorze i oczywiście, czarne leginsy. W skrócie: ubrała się na różowo-czarno. Wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, pięknymi oczami i mrugała co chwilę.
- Coś się stało? - zapytałem. Pokręciła głową i roześmiana ruszyła, podskakując, w kierunku kuchni. Szybko ją dogoniłem a ona zwolniła trochę. Chwilę później dotarliśmy do kuchni. Puściłem ją przodem a ona wbiegła do środka i zajęła miejsce przy stole.
- Zrobisz mi kanapkę? - spytała. Przytaknąłem i zabrałem się do pracy.
- Z czym chcesz?
- Z serem.
- Ej, chwila.- nagle mnie olśniło - Ty tu jesteś kobietą, nie ja!
- No i co? Raz możesz zrobić wyjątek... - odparła. Podeszła do mnie i zaczęła bawić się moimi włosami. Doskonale wiedziała jak mnie to denerwuje, a mimo to nie przestała. Wywróciłem oczami i podałem jej kanapkę. "Wrąbała" ją w kilka sekund i opadła na krzesło. Dobra, teraz ja. Wyjąłem z szafki gofrownicę i podłączyłem do prądu aby mogła się nagrzać. Wyjąłem kilka jajek, cukier, mąkę i zabrałem się za robienie gofrów. Po kilku minutach moje śniadanie było gotowe. Przełożyłem gofry na talerz, oblałem sosem czekoladowym, chwyciłem jednego z nich i ugryzłem. Gdy ja się zajadałem, Nel kręciła głową raz w prawo, raz w lewo, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Popatrzyłem na nią spojrzeniem „No co?!” i jadłem dalej.
- Spokojnie, za chwilę idę poćwiczyć.
- Aha... - odpowiedziała i spuściła głowę. Zaczęła szlochać a łzy kapały na szary dywan. Odłożyłem talerz na blat i podszedłem do niej. Kucnąłem, spojrzałem jej w oczy i podałem chusteczkę.
- No, o co chodzi? - spytałem zmartwiony. Podniosła głowę i popatrzyła na mnie wilgotnymi oczami
- Robin... no bo... - słowa urywały się jej co chwilę. Wstałem i przytuliłem ją do siebie. Ona również się podniosła, objęła mnie rękami, oparła głowę na mojej ręce i zaczęła płakać. Nic nie robiłem, czekałem aż się wypłacze i wyrzuci z siebie to co ją trapi.
- To powiesz mi... co się stało? - zapytałem, gdy już zabrakło jej łez.
- No bo... wszystko się tak nagle zepsuło! - zaczęła - A wszystko przeze mnie!
- Nie, to nie tak... - pocieszałem ją - To nie twoja wina. Tak po prostu musiało być.
- Ale dlaczego...? - wyszeptała - Dlaczego?! - znowu zaczęła szlochać. Pogłaskałem ją delikatnie po głowie.
- Tak czasem bywa... Nikt by nie przypuszczał, że tak się stanie.
- Czyli jak? - przestała płakać, odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie zapuchniętymi, od płaczu, oczami.
- No że... - teraz mi zaczęło brakować słów - że, nasza drużyna się rozpadnie. - przełknąłem ślinę, jakbym zrobił coś złego, wypowiadając to zdanie.
- Że Gwiazdka ...- gdy powiedziałem to imię, po pliczku spłynęła mi łza - wróci na swoją planetę. Że Cyborg odejdzie od Tytanów. Że pozostali członkowie Młodych Tytanów... Speedy, Wodnik, Żądło, Mas i Menos i inni... znowu zaczną działać w pojedynkę.- wytłumaczyłem przygnębiony.
Już nie chciała słuchać. Osunęła się na dywan i znowu zaczęła szlochać. Uklęknąłem obok niej, wziąłem na ręce i zaniosłem ja do jej pokoju. Położyłem na łóżku i przykryłem kocem. Była tak zmęczona, że zasnęła. Zamknąłem po cichu drzwi i kierowałem się do sali treningowej. Na miejscu czekał na mnie już Kid Flash i Jinx.
Jinx jest wysoka; ma różowe włosy, które upina w dwa kucyki; i duże, fioletowe, kocie oczy. Zwykle nosi czarną, sukienkę; fioletowy pasek i buty. Kid Flash jest mniej więcej tego samego wzrostu co Jinx, a może nawet trochę wyższy. Ma rude włosy i zielone oczy. Podczas patroli nosi obcisły, żółto-czerwony strój(taki jak u Flasha tylko z przewagą na żółty) no i czerwone adidasy.
Jinx pomachała mi a ja wszedłem do środka. Wróciła do swoich ćwiczeń, Kid też. Podszedłem do stojaka w rogu, wziąłem jeden z worków, zawiesiłem i zacząłem walić w niego z całej siły, tak aby rozładować emocje.

*Gwiazdka*
Jak co dzień, wstałam rano, ubrałam kapcie i szlafrok. Wyszłam z pokoju i szłam długim korytarzem. Zeszłam po krętych schodach, na pierwsze piętro i kierowałam się w stronę jadalni.
- Dzień dobry, księżniczko – zaczepił mnie jeden za służących.
- Dzień dobry, Andy - odpowiedziałam. Andy uśmiechnął się do mnie. Lubię go, tutaj tylko on traktuje mnie jak normalną osobę, a nie jak rozpieszczoną księżniczkę, przy której trzeba cały czas skakać. Chłopak był wysoki i miał rude włosy, jak każdy Tamaranin. Jadnak czymś różnił się od pozostałych. Może to jego czerwone oczy, a może po prostu to, że jest... normalny. Tak, Andy jako jedyny nie potrafi latać, strzelać promieniami i takie tam.
Ruszyłam dalej przed siebie. Dumnie, z uniesioną do góry głową, usiadłam przy gigantycznym stole, naprzeciwko mojego ojca. Natychmiast dopadła mnie jedna z kelnerek.
- Co padać? - zapytała, uśmiechnięta od ucha do ucha kelnerka.
- Jajecznicę - odparłam. Ta opatrzyła na mnie badawczym wzrokiem, jakby nie wiedziała co to jajecznica. - Jajecznicę – powtórzyłam.
- Z czym? - dopytywała - Z szynką, z serem... Ile jajek? Na dwóch, trzech... - trajkotała. Spojrzałam na nią znudzonym wzrokiem. Kłóciłam się z nią jeszcze przez parę minut, aż w końcu doszłyśmy do porozumienia. Przyniosła mi a ja natychmiast spałaszowałam moje śniadanie. Wzięłam do ręki serwetkę i wytarłam sobie twarz. Podniosłam, leżącą obok, łyżkę i zaczęłam się w niej przeglądać. Hmm... muszę się umyć - stwierdziłam. Odsunęłam krzesło, wstałam i wyszłam z jadalni. Wróciłam do swojej sypialni, wyjęłam z szafki czysty ręcznik i weszłam do łazienki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu- złote kafelki na ścianach i czarne na podłodze. Gigantyczne lustro, w złotej ramie. Z lewej korytarz na basen, zaś po prawej duża umywalka, wiklinowy kosz i krzesło. Zdjęłam szlafrok i zawiesiłam go na drzwiach od łazienki. Wlazłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Umyłam się na szybko pod letnią wodą, odsunęłam drzwi od kabiny i wyskoczyłam na dywanik. Chwyciłam, wiszący obok, ręcznik i wytarłam zmarznięte ciało. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Podeszłam powoli do szafy i zaczęłam przeglądać ciuchy. W co by tu się ubrać... - zerknęłam na, uginającą się od nadmiaru ubrań, szafę. - To miałam wczoraj, więc odpada. Sukni raczej nie założę, więc też odpada. To jest na zimę a to znowu za małe... - wyliczałam. Doszłam jednak do wniosku, że najlepiej będzie jak ubiorę mój ulubiony komplet - to co miałam, gdy byłam na Ziemi. Poczułam jak po policzku spłynęła łza. Tak bardzo brakowało mi tamtego miejsca...
Wbiłam się w ciuchy, zabrałam leżącą na stoliku nocnym, koronę, założyłam ją na głowę i podeszłam do okna. Miałam widok na duży ogród, idealnie... idealny. Kątem oka dostrzegłam, na jednej z półek jakąś książkę. Podleciałam do niej, chwyciłam i wylądowałam na łóżku. Na okładce, dużymi, fioletowymi literami było napisane: "ALBUM" a pod spodem: "Własność Kori, nie tykać!" Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek. Zdmuchnęłam kurz i otworzyłam. Na pierwszej stronie pisało: "Jak byłam mała..." a dalej były zdjęcia z dzieciństwa. O, tu jestem ja i Kometa. - pokazałam palcem - Na serio tak kiedyś wyglądałam? - lubiłam oglądać stare zdjęcia. Było w nich coś takiego, że od razu pojawia się uśmiech. Przewróciłam jeszcze parę kartek. W pewnym momencie trafiłam na zaklejoną stronę. Ostrożnie odkleiłam kartkę i przeczytałam to co było pod nią. Od razu w oczy rzucił mi się napis "Pamiątka z Ziemi". Przewróciłam stronę. "U Młodych Tytanów" - tak było tam napisane. Zobaczyłam siebie. Obok mnie był Robin, Raven, Bestia i Cyborg. Kolejna strona. Tam również znalazłam drużynę w pełnym składzie. Następna. Tu zobaczyłam Terrę. Kolejne zdjęcie. Tu byli wszyscy: Ja, Robin, Raven, Bestia, Terra, Cyborg... a z boku, Susan. . Dalej nie było zdjęć, tylko puste strony. Przewracałam powoli kartki, w poszukiwaniu kolejnych zdjęć.
- NIC?! Nie rozumiem...- zatrzymałam się na ostatniej stronie. Pamiętam to! To było dzień przed moim odejściem. Świetnie się bawiliśmy, byliśmy zgraną drużyną. - Więc dlaczego uciekłam? Dlaczego?!! - Zaczęłam szlochać, płakać. Opadłam na łóżko i wtuliłam twarz w poduszkę. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zignorowałam je. Po chwili, do pokoju wszedł mój ojciec.
- Wszystko dobrze, cukierku? - zapytał zmartwiony i usiadł na brzegu łóżka. Ja nadal milczałam. - To twój album? - Usiadłam, przysunęłam się do niego i skinęłam głową. Przytuliłam się do niego a on objął mnie ramieniem. Kiedy ja wypłakiwałam sobie oczy, tato bez słowa głaskał mnie po głowie.
- Tato czy... - zaczęłam, gdy już zabrakło mi łez. - Czy kiedyś... chciałbyś mieszkać gdzie indziej? - zapytałam.
- Nie. Tu mi jest dobrze - odpowiedział - Gdy przechadzam się po pałacu, przypomina mi się twoja matka.
Popatrzyłam na niego, wilgotnymi oczami.
- No bo ja... - nie mogłam skończyć. Poczułam, że znowu zbiera mi się na płacz.
- Chciałabyś znowu być na Ziemi? - domyślił się. W odpowiedzi skinęłam głową. Znowu popatrzył na album ze zdjęciami. - Mogę? - nie czekając na odpowiedź, wziął album do ręki i zaczął przeglądać zdjęcia. - To dlatego chcesz wrócić na Ziemię? - spytał, pokazując palcem na moich przyjaciół. Przytaknęłam i jeszcze bardziej się w niego wtuliłam. Podał mi chusteczkę a ja wytarłam łzy. Spojrzał na mnie, wstał i podszedł do okna. Przez długi czas nikt się nie odzywał.
- To... jak długo się nie widzieliście? - zapytał w końcu. Obejrzałam się w jego stronę.
- Chyba z dwa lata... - wymamrotałam.
Podeszłam do łazienki, odkręciłam wodę w umywalce i przetarłam twarz. Poczułam przyjemny chłodek. Wróciłam do pokoju i stanęłam obok taty.
- Na pewno tego chcesz? - spytał
- Tak.
- A więc postanowione. Kiedy chcesz tam wrócić? - zatkało mnie. Tak po prostu się zgodził? Nie wrzeszczał ani nic. Tato wyraźnie wyczuł moje zakłopotanie, bo podszedł do mnie i położył mi rękę na barku. - To twoja decyzja. A ja chcę żebyś była szczęśliwa. - uśmiechnęłam się do niego.
- Mogę jutro? - spytałam. Już nie byłam smutna, wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że w końcu wrócę na Ziemię i zobaczę przyjaciół.
Wieczorem, odbyła się wielka uczta na moją cześć! Przyszła cała rodzina. No, może z wyjątkiem Komety. Tatuś zaprosił cały pałac. Bawiliśmy się do później nocy. Gdy już impreza się skończyła, wróciłam do swojego pokoju i zmęczona, rzuciłam się na łóżko. Przykryłam się kocem i z uśmiechem na twarzy, natychmiast zasnęłam.
Obudziłam się wcześnie rano, z myślą, że dzisiaj wrócę do Jump City. Wyskoczyłam z łóżka, zaliczyłam poranną toaletę i poleciałam na dół, na śniadanie. W jadalni czekał już na mnie mój ojciec. Podleciałam do niego, cmoknęłam w policzek i usiadłam obok niego, na krześle.
- Witaj, cukierku. Wyspałaś się? - zapytał
- Tak! - odparłam zadowolona.
Po śniadaniu, wróciłam do pokoju i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Zaraz! A może im najpierw powiedzieć, że wracam?! - zauważyłam. Zostawiłam walizkę, usiadłam za biurkiem, wyciągnęłam kartkę i zaczęłam pisać. Skończony list, włożyłam do koperty, którą następnie zaadresowałam. Zakleiłam kopertę i poleciłam jednemu ze służących aby ją wysłał. Wróciłam do pakowania.
*Susan*
Miałam jeden określony cel.
Obkleiłam wszystko folią, na podłodze rozłożyłam stosy gazet, ubrałam stare ciuchy i zaczęłam paćkać ściany, kupioną wcześniej, błękitną farbą. Gdy skończyłam, mój pokój wyglądał cudnie, nieskromnie mówiąc. Otworzyłam ciemniejszą, turkusową farbę, zanurzyłam w niej pędzel i przejechałam po ścianie. Nagle dostałam w twarz, pędzlem. Mój policzek był teraz cały niebieski.
- Ej! A to za co? - wrzasnęłam do, pomagającego mi Bestii. Chłopak najzwyczajniej w świecie, stał i malował.
- Co?! - oburzył się - Ja nic nie zrobiłem - zrobił minę niewiniątka.
- Ta, akurat. Zaraz ci się odwdzięczę - powiedziałam i rzuciłam w jego koszulkę, mokry pędzel. I w tej chwili zaczęła się wojna! Rzucaliśmy w siebie pędzlami, ale gdy wylał na mnie cały kubek farby, tu już się wkurzyłam. Nabrałam do rąk trochę farby i wytarłam o jego koszulkę. Wygłupialiśmy się tak jeszcze przez dobre pół godziny. gdy do pokoju wparowała Jinx. W ręce trzymała jakiś list.
- To chyba do Robina - oznajmiła - Nigdzie go nie widać więc pomyślałam...
- Jasne, dzięki - powiedziałam i odebrałam od niej kopertę
- Hmm... ładnie tutaj - stwierdziła i wyszła z pokoju.
Odsunęłam kawałek foli i usiadłam na łóżku. Zerknęłam na kopertę.
- I co? I co?! - dopytywał się Bestia.
- Jest od... Gwiazdki. - wysapałam
Bestia zrobił duże oczy i otworzył usta ze zdziwienia. Otworzyłam kopertę, wyjęłam z niej list i zaczęłam czytać.
- Iii??!
- Wraca na Ziemię...
- CO?!! Kiedy?! Gdzie?! - Bestia bardzo się zdziwił tą nowiną.
- No do Jump City - odparłam - Jeszcze dzisiaj...
Wybiegłam jak oparzona z pokoju i włączyłam alarm. Szybko zbiegłam po schodach na dół, do salonu. Oparłam się o kanapę i wpatrywałam się w drzwi. Po chwili do środka wparował zdyszany Robin, a za nim Bestia, Jinx i Kid Flash, który po chwili błyskawicznie ich wyprzedził, zaś na końcu- Terra. Gdy upewniłam się, że już wszyscy są (tak, trochę nas mało) wstałam, podeszłam do głównego komputera i zaczęłam szybko wystukiwać coś na klawiaturze. Po chwili wyświetliłam zdjęcie Gwiazdki(tuż przed tym jak sobie poszła). Nikt nie zrozumiał o co mi chodzi więc musiałam im wyjaśnić sama.
- Wszyscy pamiętają Gwiazdkę? - cisza. Spuścili głowy w dół, jakby dając mi do zrozumienia, że "tak, pamiętają". - A więc... - chciałam kontynuować.
- Gwiazdka wróci jeszcze dzisiaj do Jump City! - dokończył za mnie Bestia, po czym natychmiast zakrył sobie ust ręką. Zgromiłam go wzrokiem i już nabierałam powietrza by coś powiedzieć gdy wtrącił się Robin.
- To fajnie - zaczął obojętnym głosem - powiedźcie kiedy już sobie pójdzie. - powiedział, odwrócił się i wyszedł po woli z salonu.
Byłam kompletnie zaskoczona jego reakcją, tak samo jak pozostali. Wpatrywałam się dużymi oczami (O.O)
- Ech... i to było na tyle. - zakończyłam nasze zebranie. Położyłam rękę na twarzy i starałam się wyjaśnić, dlaczego Robin tak się zachował na wieść o tym, że Gwiazdka niedługo do nas wraca. Wszyscy zapomnieli już o Bestii, a Gwiazdce pamiętali jeszcze trochę ale w tej chwili ich głównym tematem był nasz lider. Co się z nim stało po tych wszystkich latach? Myślałam, że on i Gwiazdka...
- Susan! No i co dalej?! - zawołał Kid Flash.
- Eee... - zastanawiałam się - No, trzeba jakoś się przygotować na przyjazd Gwiazdki a ja...pójdę sprawdzić co z Robinem - martwiłam się o niego. Nigdy nie był taki obojętny.
Kid usłyszawszy moją odpowiedź, zaczął dyrygować pozostałymi. Co kto ma zrobić.
- Mały! - zawołałam go a on natychmiast do mnie podbiegł.
- No co? - spytał.
- Wally... - zaczęłam - Proszę, spróbujcie nie narobić bałaganu.
- Tak jest! - zażartował i pobiegł do Bestii. Coś mu tłumaczył i zabrał się do pracy.
Podążałam korytarzem w poszukiwaniu pokoju Robina.
Stanęłam przy drzwiach i delikatnie zapukałam. Nie było słychać odpowiedzi ale ja czułam, że on tam jest! Chciałam mieć to już z głowy więc weszłam do środka. Lidera zastałam siedzącego, ze spuszczoną głową na łóżku. Popatrzył tylko na mnie, nic nie powiedział. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nieduży pokój, ściany koloru żółtego. Po prawej szafa na ubrania, po lewej łóżko, na przeciwko- biurko. Podeszłam do biurka i przyjrzałam się leżącym na nim dokumentom. Większość z nich dotyczyła przestępców, z którymi walczyliśmy, najwięcej było z moim ojcem. Nad biurkiem wisiała tablica, a na niej poprzyczepiane zdjęcia. Dopatrzyłam się tam Gwiazdki.
- Co chciałaś? - zapytał nagle.
- Martwię się o ciebie. - wytłumaczyłam - Wszystko gra? - spytałam z troską i usiadłam obok niego. Popatrzył na mnie i westchnął.
- Tak, jak najbardziej. - skłamał. Umiem odróżnić prawdę od kłamstwa po tonie głosu i wiem, że teraz nie był ze mną szczery.
- Robin, porozmawiajmy. - przysunęłam się bliżej niego i spojrzałam mu w twarz. - Ale szczerze! - znowu westchnął. Wstał i odczepił od tablicy zdjęcie Gwiazdki.
Wytłumaczył mi co się stało tamtego dnia. Jak ona odeszła. A potem jeszcze Cyborg się "zgubił". To go przygniotło. Nigdy się nikomu nie zwierzał, zawsze był tajemniczy, nikt nie wiedział więc, co czuł. Na początku zdziwiłam się jego wyznaniem, że tak po prostu się przede mną otworzył... Wiedziałam o nim wszystko(oczywiście on o tym nie wie), ale tego się nie spodziewałam. Siedzieliśmy przez dobrą godzinę w ciszy, nikt się nie odzywał. Ktoś zapukał. Robin wstał i otworzył drzwi.
- Hej, jest u ciebie Sus? - spytała Nel. - Mówili, że idzie do ciebie... - przytaknął głową i wypuścił ją do środka.
- Wyspana? - zapytałam a mała pokiwała głową. Wstałam, wzięłam ją za rękę i wyszłam.
- Robin... jak będziesz chciał to przyjdź - rzuciłam jeszcze zanim zamknął drzwi. Uśmiechnęłam się i ruszyłam za Nel. Zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Dziwne, jest z nami od dwóch lat a jeszcze ani razu tu nie byłam. Weszłyśmy do środka. Od razu rzucił mi się w oczy napis: "Moja rodzinka" na ścianie, pod zdjęciem naszej drużyny. Ale już bez Gwiazdki, bez Cyborga. Pokazała mi palcem fotel, wyjęła z szafki za drzwiami ciasteczka, położyła na stoliku i usiadła naprzeciwko mnie. Kręciła się przez chwilę, aż końcu zsunęła się z fotela i dopełzła pod moje nogi. Usiadła na podłodze i bawiła się moimi sznurówkami od butów. Widać, że coś ją trapi. Tylko co? Nie mam w zwyczaju grzebać komuś w głowie, więc wolałam zapytać sama:
- Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać, prawda? - domyśliłam się. Przytaknęła i złapała za moją nogę.
- Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz! Proszę!- błagała mnie -Nie chcę, żeby się dowiedzieli o... - ściszyła głos.
- Oczywiście, tylko powiedz o co chodzi.
- Bo... Bo ja się boję. Boję się tej kosmitki! - wykrzyczała. Pogłaskałam ją po głowie, chwyciłam jej podbródek w dwa palce i unosiłam do góry, tak abym widziała jej wilgotne oczy. Rozumiem ją, ma dopiero 10 lat, może się bać rzeczy, których nie zna, są jej obce. Wytłumaczyłam jej powoli, że nie musi się bać Gwiazdki, że to wesoła, przyjazna dziewczyna; że na pewno ją polubi... Mówiłam to z takim przekonaniem w głosie, że chyba mi uwierzyła, bo nie zadawała więcej pytań. Podniosła się i podeszła do półki. Wyciągnęła zdjęcie i podała mi je. Od razu poznałam. Takie samo ma Bestia w pokoju, to Tytani. Wszyscy, w pełnym składzie. Ja, Robin, Gwiazdka, Bestia, Raven, Cyborg, Terra. Wszyscy sprzed dwóch lat. Ale się zmieniłam. Miałam wtedy duże, złote oczy i krótkie, czarne włosy. Teraz wyglądam zupełnie inaczej. Jestem starsza, mam 17 lat i wyższa. Włosy (sama nie wiem czemu) pojaśniały mi, teraz jestem blondynką i nieco urosły, oczywiście nie są idealnie proste. Tęczówki w oczach (też nie wiem dlaczego) również zmieniły kolor, jedno oko jest żółte, drugie niebieskie. Mam bardziej bladą cerę i kilka tatuaży. Strój super-bohatera też oczywiście zmieniłam! Obcisły, pomarańczowy top i czarne leginsy zmieniłam na czarną skórzaną kurtkę, czarne rurki i pomarańczową bluzkę na ramiączkach (no co? lubię te kolory!) a na misję zakładam maskę, podobną do tej co ma Robin, ale po wierzy chodzę bez niej.
Pogadałyśmy jeszcze przez chwilę, poczęstowała mnie ciastkami (odmówiłam, trzeba dbać o linię!). Pożegnałyśmy się i wyszłam z jej pokoju. Ruszyłam do salonu, sprawdzić jak sobie radzą pozostali i miałam nadzieję, że zastanę tak również Robina. Niestety, nie było go tam. Za to salon znacznie się zmienił. Wyglądał jak wtedy gdy Młodzi Tytani urządzili Raven przyjęcie urodzinowe, tylko teraz jest mniej dekoracji. Ograniczyli się do dużego, zielonego napisu "Witaj, Starfire!" i do kilkudziesięciu baloników (ciekawe kto je dmuchał...). Zeszłam ostrożnie po schodkach i usiadłam na blacie. Rozglądałam się przez parę minut i zastanawiałam, co by tu jeszcze zmienić. Pochwaliłam wszystkich za ciężką pracę i powiedziałam, że musimy tu trochę posprzątać. Szybko się uwinęliśmy i nie interesowało nas nic innego oprócz Gwiazdki. Nagle usłyszałam jakby coś ciężkiego spadło na dach wierzy. Wszyscy zwrócili głowy w kierunku sufitu, a Kid Flash natychmiast pobiegł na dach. Reszta popatrzyła na mnie i czekali co powiem. Wzruszyłam ramionami i zachęciłam ich ręką aby poszli za Małym. Gdzieś po drodze dołączyła do nas mała Nel, którą obudził hałas na zewnątrz. Dotarliśmy na dach. Co tam zobaczyliśmy... po prostu brak słów. Na dachy stał gigantyczny statek kosmiczny, koloru fioletowego. Miał może ze 2 miejsca (w kabinie) a reszta to... sama nie wiem. Raptem, ze statku wyskoczyła rozradowana Gwiazdka. Wyglądała inaczej niż wcześniej. Włosy miała dłuższe, oczy zrobiły się bardziej zielone a kostium był bardziej... sexowny, skąpy. Rozglądała się przez chwilę, a gdy nas (Ja, Kid Flash, Bestia, Jinx, Nel) podleciała do nas. Jako, że staliśmy obok siebie, ścisnęła nas mocno.
- Przyjaciele! - wykrzyknęła, gdy już nas puściła. - A gdzie Robin? - rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu lidera.
- Robina nie ma bo... - odpowiedział Bestia. Miał do niego żal, że nie przyszedł.
- To teraz nieważne - wtrąciłam się i nadepnęłam Bestii na nogę. - Ważne, jest to, że wróciłaś. - zrobiłam z ust pięknego rogala. Wzięłam ją pod ramię i zaprowadziłam do środka. Zanim weszłyśmy do środka, mrugnęłam do Kid Flasha. Zrozumiał i pobiegł po Robina okrężną drogą. Wpuściłam Gwiazdkę, Jinx i Nel do środka, ale Bestii nie pozwoliłam przejść. Zatrzymałam go na dachu, na małą pogawędkę.
- Co ty robisz?! - spytałam rozgniewana.
- Ale o co ci chodzi? - udawał niewiniątko.
- Ty już dobrze wiesz o co! Gwiazdka wróciła! Mógłbyś zauważyć, że ona nic nie wie co tu się działo przez ostatnie dwa lata! - wydzierałam się na niego. Gdy emocje już opadły, zaczęłam znowu. - Proszę cię, spraw aby się niezmartwiała gdzie jest reszta. - poprosiłam.
Bestia westchnął i pokiwał głową. Wiem, że jest mu trudno. Tyle się zmieniło, ale musimy sobie dać jakoś radę, szczególnie teraz gdy Gwiazdka znowu jest z nami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń