sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 22. Nic nie jest w porządku

Jak w salonie starałam się trzymać dumnie, tak teraz na korytarzu za zamkniętymi drzwiami po prostu nogi się pode mną ugięły. Oparłam się o ścianę, bo bym upadła. Stałam przez chwilę, walcząc ze sobą. Łzy płynęły po twarzy, z czego nie zdawałam sobie sprawy, dopóki nie zaczęły kapać na posadzkę. Otarłam je wierzchem dłoni, próbując opanować drżenie ciała.
Oddychaj spokojnie, głęboko. Jeszcze nic się nie stało. Tylko się trochę poprzytulali. Jeszcze zdążysz o tym zapomnieć. Oddychaj, Kori...
Wszystko się stało! - zawyłam w duchu. - Zdążyłam cię pokochać! Myślałam, że i ty mnie kochasz!
Drzwi rozsunęły się z cichym szmerem. Czyjeś kroki zabrzmiały na korytarzy i nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć czyje.
- Star - zaczął miękko pojednawczym tonem, podchodząc bliżej. Zdusiłam w sobie chęć uderzenia go z całej siły w twarz. - Przecież to nic takiego...
Odwróciłam się gwałtownie, aż cofnął się nie tyle przestraszony, co zdziwiony moim zachowaniem.
- Nic takiego?! Obściskiwanie się po kątach, gdy nikt nie patrzy to "nic takiego"?! Może dla ciebie!
- To nie tak jak myślisz - odparł, spokojnie znosząc mój wybuch.
- Nie?! A jak? Bo to co widziałam, było dość wyraźne - wycedziłam, zaciskając pięści.
- Właśnie - powiedział nagle, co totalnie zbiło mnie z tropu. Co? - Może zamiast się na mnie wydzierać, posłuchałabyś wyjaśnień?
- Nie chcę twoich wyjaśnień - prychnęłam. Mi nie były one potrzebne.
- Uwierz mi, chcesz - warknął. Hola, kto tu jest na kogo zły?
Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chwycił mnie za łokieć i pociągnął w głąb korytarza. Zeszliśmy po schodach, by w końcu trafić do jego pokoju. Całą drogę nie odezwał się ani słowem, mimo, że ja cały czas rozpaczliwie próbowałam się wykręcić. Drzwi otworzyły się i pchnął mnie do środka, przez co prawie się przewróciłam. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- No, teraz możemy na spokojnie porozmawiać - odezwał się w końcu.
- Nie ma o czym - burknęłam, zakładając ręce na piersi. - Myślę, że to co widziałam w kuchni wyjaśnia wszystko.
- Mylisz się - powiedział, ale takim tonem, że mimowolnie rozluźniłam się. - Proszę, pozwól mi to wytłumaczyć, a potem możesz się dąsać i wściekać ile tylko chcesz.
- Proszę - powtórzył, widząc brak reakcji z mojej strony. Westchnęłam zrezygnowana i skinęłam głową. - Przecież nigdy bym ci tego nie zrobił. Między mną, a Terrą do niczego nie doszło. Tylko pomagałem jej w kuchni. Star, no już...
Dotknął mojego policzka, spojrzał głęboko w oczy i już nie potrafiłam się na niego gniewać. Teraz ta sytuacja wydała mi się nagle nawet śmieszna.
- No dobrze - mruknęłam. On ujął moją dłoń i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Jeśli wydawało mi się, że wszystko wróciło do normy... Cóż, byłam w błędzie.
***
W końcu udało mi się jakoś przebłagać kosmitkę. Do salonu wróciliśmy razem. Tak na ogół nic się nie zmieniło. Cyborg siedział przed telewizorem oglądając kolorowe reklamy o lekach na katar, Terra stała w kuchni i mieszała herbatę, za to kawy jak nie było, tak nie ma. Zostawiłem Starfire przy stole, a sam poszedłem zagotować wodę.
- Robin, czy...? - szepnęła blondynka, kiedy znalazłem się obok niej. Wyglądała na zatroskaną.
- Wszystko jest w porządku. Wytłumaczyłem jej, że to tylko zwykłe nieporozumienie - powiedziałem, a dziewczyna odetchnęła z nieukrywaną ulgą.
Podszedłem do rudowłosej już z kubkiem parującego płyny w ręce i usiadłem obok. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w jakiś punkt na ścianie.
- Chciałam cię przeprosić - zaczęła, przerywając niezręczną ciszę. Nie odpowiedziałem, tylko dla tego, że miałem kompletną pustkę w głowie. No bo co miałem jej powiedzieć? Tamta scena wyglądała dość dwuznacznie i tak naprawdę miała prawo się wkurzyć.
Niedługo potem do pomieszczenia wszedł Bestia, pogwizdując wesoło, a zaraz za nim Susan. Stojąca przy aneksie kuchennym dziewczyna mierzyła ich przez chwilę wzrokiem, ale chyba doszła do wniosku, że nie ma o co tłuc talerzy i wróciła do mieszania ostygłej już herbaty.
- Co tam, ziomki i ziomkowe? - zagadnął zielony, na co Star zaczęła chichotać cicho, ale zaraz się opanowała.
Zeskoczył ze stopni i, znalazłszy się w kuchni, objął Terrę w talii i przytulił mocno do siebie. Zaraz jednak widać stracił zainteresowanie dziewczyną, bo przysiadł się do Cyborga.
- No dobra, skoro już prawie wszyscy jesteśmy, chyba czas najwyższy wyjaśnić tę całą sprawę ze Sladem - powiedziałem głośno, żeby dotarło do zatraconych w grze dwóch idiotów. Wstając, zauważyłem, że Susan cała się nastroszyła. Nie, kochana, to jeszcze nie czas na twoją słodką tajemnicę.
- Uhhh, znowu jeden z wykładów o tym, że po raz kolejny zignorowaliśmy zagrożenie - westchnął Bestia i odrzucił głową do tyłu na znak znudzenia.
- Garfield! - upomniała do Terra. Cyborg parsknął śmiechem.
- Coś ci się nie podoba w moim imieniu, blaszaku?! - oburzył się zielony.
- Nie, no co ty, jest przecudowne. Mój leniwy, tłuściutki, rudy kocie - Złapał za policzki Bestii i zaczął je tarmosić, jak to przeważnie robią babcie swoim wnukom.
- Znów jest dobrze - szepnęła Star. Posłałem jej uśmiech mówiący: "Widzisz? Wszystko jest okej".
Nic nie było okej.
- Jak ja cię dorwę, zardzewiały tosterze! - wybuchnął Logan i zmienił się w dzięcioła. Podfrunął do Cyborga i zaczął dziobać go w głowę.
- Aj, aj! Dobra, aj, przestań! - wyjęczał.
- Dobra, dosyć! - krzyknąłem, bo jeszcze chwila i przerodziło by się to w otwartą wojnę. - A wracając do...
- Chyba każdy już wie, co się wydarzyło - przerwała mi Susan. - Widać przespałeś cały tydzień, skoro jeszcze nie wiesz.
Coś w tonie jej głosu kazało mi zamilknąć. Przez chwilę patrzyłem na nią zupełnie zdezorientowany. Star pociągnęła mnie za pelerynę i usiadłem na swoim miejscu.
- Za to my nie wiemy dlaczego WY nie przyszliście nam wcześniej pomóc - kontynuowała. - Wybacz, może się mylę, ale czy to nie ty zawsze ględzisz o tym, jak to musimy skupiać się na misji? A gdzie w tym czasie byliście, huh? Na randce.
Tylko kurczowo zaciśnięte palce kosmitki na moim ramieniu powstrzymywały mnie od wybuchu. Otwarcie mnie prowokowała, a gdybym teraz pokazał słabość, dałbym jej tylko satysfakcję.
- Susan, przestań już. Przecież... - zaczął zielony, próbując jakoś załagodzić sytuację. Jedno jej spojrzenie wystarczyło, by skulił się i natychmiast przerwał wypowiedź. A jednak coś mi tu nie pasowało.
- Tak się składa, że byliśmy zajęci walką z Czerwonym X'em - Wstałem, patrząc wyzywająco na stojącą przede mną postać. - Chyba pominęłaś jeden ważny szczegół: gdybym ci wtedy nie pomógł, pewnie nie byłoby cię tu teraz z nami.
- Tak się składa...
- Macie natychmiast przestać!! Oboje! - Siedząca do tej pory cicho Gwiazdka wstała gwałtownie, przewracając krzesło. - Mam dość kłótni w naszym domu!
Susan wpatrywała się we mnie z nienawiścią, po czym wyszła pośpiesznie, mrucząc coś pod nosem, zaś rudowłosa opadła z powrotem na krzesło, z trudem powstrzymując się od płaczu.
Zapowiada się baardzo ciekawy tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń