sobota, 27 stycznia 2018

[oneshot] W zamian za rozdział - czyli o lenistwie autorki


Nareszcie znalazłam chwilę tylko dla siebie.
Zaraz po tym, jak przerwałam kolejną kłótnię o pilota - lidera nikt nie widział od rana, więc to ja musiałam zapobiec kolejnej wojnie domowej - wróciłam do swojego pokoju. Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie. Wszędzie walały się kartki, ściany - niegdyś turkusowe - teraz zdominowane przez wycinki z gazet. Żaluzje były zasłonięte, przez co w pokoju panował mrok. Normalnie jak pokój Robina, nie ma co. Zamknęłam za sobą drzwi i zapaliłam światło. Jednym ruchem strąciłam z biurka niepotrzebne rzeczy i usiadłam na obrotowym fotelu.
No i co dalej? Super, urwałam się od świata bez żadnego planu. Wyciągnęłam telefon i przesunęłam palcem po ekranie, odblokowując ekran. Uśmiechnęłam się na widok całej szóstki. Zrobiłam to zdjęcie podczas jednego z naszych wspólnych wypadów na miasto. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo mi brakowało takich chwil. Beztroska...
Zgarnęłam z szafy bluzę i wyszłam. Nie wiedziałam dokąd idę ani po co. Nogi same poniosły mnie do garażu, a stamtąd  to już prosta droga na wolność. Wsiadłam na motor i odjechałam w stronę Gotham City - mojego dawnego domu.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było wejście do kwiaciarni i zakup białej róży. Postanowiłam się przejść, miejsce do którego zmierzałam nie było daleko. Ulice miasta wydawały mi się opustoszałe. Kroczyłam powolnym krokiem, rozglądając się wokoło i chłonąc ciepłe promienie słońca. Lekkie białe chmury przesuwały się wraz z wiatrem
Dotarłam na miejsce. Trawa była zielona, a drzewa szumiały lekko, sprawiając, że miejsce było oazą spokoju. Podeszłam do marmurowego nagrobka.
- Cześć, mamo - powiedziałam spokojnym głosem i położyłam różę obok nagrobka. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na zapalony szklany znicz. Był ciepły, a więc ktoś postawił go całkiem niedawno. Prychnęłam, jednocześnie unosząc kącik ust do góry. - Odwiedza cię czasem?
Spojrzałam na zdjęcie, przedstawiające moją Mamę. Niewiele mi po niej zostało.
Wiatr zrobił się silniejszy, a z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu. Wstałam, wciąż wpatrzona na napis na nagrobku.
Emma Wilson. Ukochana córka, siostra i matka.
Narzuciłam na głowę kaptur bluzy, wsunęłam ręce do kieszeni i ruszyłam wolno w stronę kwiaciarni, gdzie zostawiłam motor. Miałam gdzieś, że właśnie moknę.
Moją uwagę przykuła postać stojąca całkiem niedaleko. Widać nie tylko mi zebrało się na sentymenty w ulewny dzień. Miałam nieomylne wrażenie, że tamta osoba jest mi znajoma. Nie chciałam się wtrącać w czyjeś sprawy, ale ciekawość była silniejsza. Podeszłam bliżej i stanęłam obok, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi - cały czas wpatrzony był w dwa nagrobki przed sobą. Zauważyłam tylko kruczoczarne kosmyki włosów wystające spod kaptura. Mógł mieć może z siedemnaście lat. Miał na sobie czerwoną koszulkę, przez którą było widać zarys jego mięśni, ciemne dżinsy i ciężkie buty. Oczy zakrywała biała maska. Wypuściłam ze świstem powietrze. Robin. Zagadka rozwiązana, już teraz wiem gdzie się podziewał przez cały dzień.
Zwrócił swoją twarz w moją stronę, na której malowało się znużenie i patrzył nań przez chwilę. Potem jego wzrok znów spoczął na grobach. Użyłam chyba całej siły woli, żeby również nie spojrzeć w tamtym kierunku. Tajemnice lidera niech pozostaną tajemnicą.
- Chodźmy do domu, co? - odezwałam się.
Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
- Masz rację - przytaknął. - Chodźmy do domu.
*~*~*
Nie mam zielonego pojęcia, co to było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń