sobota, 27 stycznia 2018

[oneshot] Hallowej - Kto, do jasnej pietruszki, zapalił światło?

Siedzieliśmy w salonie, pochłonięci arcyciekawą rozmową o życiowych sprawach. Drzwi otworzyły się z cichym szmerem i do środka weszły dwie osoby, ubrane w coś, co miało przypominać kostium zombie. Spojrzeliśmy po sobie, usiłując zachować powagę, ale niewiele z tego wyszło.
- Co was tak bawi? - oburzył się Bestia, bo to on miał na sobie to tandetne przebranie. Całkiem możliwe, że gdyby Star nie wleciała akurat w tym momencie do salonu, bylibyśmy martwi.
- Przyjaciele! - zawołała, stając na podłodze. Miała na sobie różową sukienkę do kolan, na nogach białe szpilki, a włosy zebrała w wysoką kitkę z tyłu głowy. Obróciła się dwa razy dookoła. - I jak wyglądam?
- Eee, yyy... - wydukał zielony, zbierając swój tyłek z podłogi. Posłałem mu nienawistne spojrzenie, widząc, jak ślini się do mojej dziewczyny.
Terra, która przyszła tu razem z nim, chyba też nie była tym zachwycona. Nawet nie zauważył, jak jej dłoń uderza w jego głowę.
- Terra! - Rudowłosa drgnęła zaskoczona. - Czemu go bijesz?
Chyba nie do końca zrozumiała jego intencje.
- Ogłaszam zawieszenie broni! - zarządził Cyborg, zanim któreś z nas zdążyło odpowiedzieć. - Mamy Halloween. Nie wiem jak wy, ale ja przez resztę dnia zamierzam opychać się cukierkami. Idziecie ze mną?
- Musimy...? - udałem znudzonego, doskonale wiedząc, jaka będzie reakcja. Nie przeliczyłem się. Zaraz oberwałem w głowę od Susan, jak wcześniej BB od Terry.
- Robin! Jak tak bardzo chcesz zostać...
- Jeszcze czego - przerwałem jej. Uśmiechnąłem się na widok jej zaskoczonej miny. - Idę z wami.
***
Wróciłam do wieży szybciej, niż zamierzałam. Nie byłam sama zresztą. Starfire świetnie się bawiła, chodząc z Bestią od domu do domu i zbierając cukierki, ale ze względu na późną porę (było dopiero po 22) zrobiła się senna i lider odesłał ją do domu. Ja wróciłam, bo cóż... Pozostała czwórka najwyraźniej zmówiła się już wcześniej, bo jak tylko Star wybyła, przerwali obchód po domach i razem z zawiedzionym Bestią poszli do klubu w centrum na imprezę halloweenową. Wtedy stwierdziłam, że to ponad moje nerwy. Teraz czytałam książkę w salonie, ciesząc się odrobiną spokoju, ale jak wiadomo - nic nie trwa wiecznie. Lampka, przy której czytałam, zaczęła dziwnie migać, aż całkiem zgasła. Niebo przeszyła błyskawica i jak na zawołanie zaczęło padać. Deszcz uderzał o szyby, burzowe chmury zasłoniły księżyc, przez co na dworze zrobiło się jeszcze ciemniej. Nie zdążyłam się nawet zaniepokoić tym, że kolejna żarówka wysiadła, bo gdzieś niedaleko wieży rozległ się grzmot i zapanowały egipskie ciemności, spowodowane brakiem prądu.
- Super - mruknęłam.
Zupełnie, jakbym miała dar jasnowidzenia. Kiedy już myślałam, że gorzej nie będzie, przez drzwi wypadła Starfire. A przynajmniej tak mi się wydawało, że to Starfire. W końcu było ciemno.
- R-raven, p-pomóż! On tu jest! - zawyła. Cała się trzęsła, źrenice miała rozszerzone przez szok. Zobaczyła nagiego Gara pod prysznicem, czy co?
- Kto?
- N-nie wiem. Miałam zamiar iść do łazienki... - Ha! Czyli jednak to był Bestia! - ... ale zobaczyłam na korytarzu coś dziwnego. Kiedy podeszłam bliżej... - zacięła się, jakby próbowała dobrać odpowiednie słowa, aby opisać to, co widziała. - Raven, to wyglądało zupełnie jak Ludnogardoskak (nie mam zielonego pojęcia, co to jest - dop. Autroki) z mojej planety!
Po prostu ręce mi opadły.
- Czyli mówisz mi, że widziałaś na korytarzu, u nas, w wieży, coś co wygląda jak...
- Ludnogardoskak.
- ... z Tamaranu, tak? - Kosmitka przytaknęła. Westchnęłam. - Dobra, może lepiej powiedz, jak ten cały Lud-coś-tam wygląda.
Starfire zamyśliła się na chwile. Na przemian otwierała i zamykała usta, przez co wyglądała trochę jak ryba.
- Wysoki, biała skóra. Czarna sierść na karku...
No to przynajmniej wiemy czego szukać. I, że nie jest to BB.
Rudowłosa zaprowadziła mnie na miejsce, gdzie dokładnie widziała to stworzenie, chociaż nie było to potrzebne. Znałam wieżę na pamięć. Na miejscu nie było niczego, oprócz rozerwanej na strzępy poduszki i trochę czyjejś śliny. Cudowny widok. Już miałam powiedzieć, że to pewnie ta jej larwa, ale zobaczyłam dwa świecące punkty gdzieś w głąb korytarza. Usłyszałam syczenie i z cienia wyłoniło się... no właśnie. Z pewnością nie był to opisywany przez Star potwór. Naprzeciw nam wyszła zwyczajna dziewczyna o długich do pasa blond włosach i lodowatych niebieskich oczach.
- Co ty tu robisz? - zapytałam oschle. Zmierzyłam intruza wzrokiem, nie wyglądała jak ktoś, kto byłby w stanie od tak włamać się do pilnie strzeżonej wieży, szczególnie, że była oddalona od brzegu jakieś 500 metrów. Dziewczyna trzymała w ręce pluszowego misia Bestii, którego skrzętnie próbowała ukryć na plecami. - Jak się tu dostałaś?
Zamiast odpowiedzieć wychyliła nieco głowę, zaglądając w głąb korytarza. Zupełnie jakby kogoś szukała.
- Gdzie są chłopcy? - Pytanie zupełnie zbiło mnie z tropu. Blondynka uśmiechała się przyjaźnie do nas, mrugając oczyma.
- Kim jesteś? - zadałam pytanie obojętnym tonem, jakby obecność całkiem obcej osoby była czymś normalnym. Dziwiłam się samej sobie, że jeszcze jej stąd nie wywaliłam.
- Wyraźnie czuję męski zapach. Są z wami? Bardzo chciałabym poznać jakiegoś.
Zrobiła kolejny krok do przodu, ale Starfire skierowała dłoń z gotowym pociskiem w jej stronę.
- Cofnij się.
Dziewczyna warknęła.
- Tamaranka - powiedziała z obrzydzeniem. Właśnie rozważałam zaprzestanie tej zabawy i wyrzucenie jej z wieży, ale w tej samej chwili zaczęła się zmieniać. Twarz i ręce jej pobladły. Skóra zrobiła się biała jak kreda,włosy czarne, zupełnie jakby ktoś wylał na nie puszkę farby, a oczy całkiem czerwone. Zęby zmieniły się w kły.
- Wampirzyca! - Byłam zupełnie zaskoczona tym, co widzę. Jakby tego było mało, dostrzegłam jej nogi. Pod czerwoną spódniczką lewa noga była brązowa, włochata i zakończona oślim kopytem, a prawa miała kształt ludzkiej, ale była z brązu.
- Yyy, wampirzyca z...
- Nie mów nic o nogach! - burknęła. - Niegrzecznie jest się wyśmiewać!
Zbliżyła się do nas na tym dziwacznych, niedobranych nogach. Wyglądała absurdalnie, ale jakoś nie było mi do śmiechu. Bez namysłu uderzyłam w nią energią, chwyciłam przerażoną kosmitkę za rękę i zniknęłam w portalu.
- Raven! - Próbowałam uaktywnić nasze systemy, co łatwym zadaniem nie było, zwłaszcza, że nie wciąż nie mieliśmy prądu, a obecność namolnej Tamaranki wcale mi nie pomagała. Technikiem nie jestem, ale miałam nadzieję, że uda mi się pomimo mojej ograniczonej wiedzy. - Co to było? Dlaczego nie walczyłyśmy? Skąd ona się tu wzięła?
Odwróciłam się powoli do niej, ze znudzeniem wypisanym na twarzy. Przekrzywiłam głowę.
- To był jeden w tym potworów, które przychodzą do domów w halloween i chcą cię zjeść.
Pisnęła i skuliła się jeszcze bardziej. Chyba nie wyczuła ironii w moim głosie.
- Ale dlaczego szukała chłopaków? Nie może ich zjeść! A co jeśli potem przyjdzie po nas? Raven, czy to już koniec?
Ponownie spojrzałam na kosmitkę. Słuchając jej jęków, żałowałam, że nie dałam się zabić tej wampirzycy kiedy miałam okazję.
- Nie pomagasz.
Wyszeptałam zaklęcie i posadziłam Starfire na fotelu. Wepchnęłam jej poduszkę do rąk, nakazując siedzieć cicho. Sama wróciłam do pulpitu. Po kilku nieudanych próbach w końcu system awaryjny postanowił się uruchomić. Mieliśmy prąd.
- No, to teraz możemy pomyśleć co dalej.
- Jak z tym czymś walczyć? - Star, która nadal obejmowała poduszkę, spojrzała na mnie dużymi oczami. Świetnie, a więc to ja mam być ostatnią deską ratunku?
Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia.
- Jakoś damy sobie radę.
Główny problem z potworami, które nie powinny istnieć, jest taki, że pojawiają się gdzie chcą i kiedy chcą, nikogo nie pytając o zdanie. Dlatego nie zdziwiłam się za bardzo, kiedy znikąd wyskoczyła na nas wampirzyca, obnażając kły. Starfire krzyknęła i cisnęła w nią jednym ze swoich pocisków. Problem numer dwa: wampiry są zdecydowanie za szybkie. Demonica wykonała zgrabny unik, wyginając się do tyłu, jakby nie posiadała kręgosłupa. Wyprostowała się i wbiła spojrzenie prosto we mnie. Za plecami miałam przygotowaną patelnie, której najwyraźniej jeszcze nie zauważyła.
- A ty z jakiej rasy jesteś? - Zachichotała, przyglądając mi się na w pół z rozbawieniem. Przynajmniej pod tym względem mieliśmy przewagę, nie wiedziała czego się po mnie spodziewać.
Star znów strzeliła w nią, ale tamta tylko przykucnęła, nie odrywając ode mnie wzroku. Oprócz patelni trzymałam jeszcze w powietrzu ostry nóż kuchenny. Serce biło mi jak szalone, ale nie dałam po sobie niczego poznać.
Wampirzyca naprężyła mięśnie, przygotowując się do skoku. Kątem oka popatrzyła na rudowłosą i nagle jakby zmieniła zdanie, bo obróciła się szybko i rzuciła na Starfire.
- Nie! - Chwyciłam nóż i zamachnęłam się nim.
Czarnowłosa usiłowała uchylić się przed ciosem, ale cięłam dokładnie przez jej klatkę piersiową. Z potwornym wrzaskiem rozsypała się w pył, który obsypał Star.
Kosmitka zakaszlała. Wyglądała, jakby ktoś właśnie wysypał jej worek mąki na głowę.
- Fuj!
Z cichym westchnieniem ulgi oparłam się o ścianę. Jeszcze żyjemy. Nie było tak źle.
Prąd wrócił jakieś dobre pół godziny po pierwszej w nocy. Jeśli myślałam, że już do rana będę miała spokój, musiałam się rozczarować. Od ponad godziny byłam skazana na obecność Tamaranki i po namyśle, doszłam do wniosku, że tamta wampirzyca nie była wcale taka zła. Starfire na okrągło nadawała, nawet nie wiem o czym, bo nie słuchałam. Siedziałam na kanapie z nosem w książce, przytakując tylko co jakiś czas.
Naciągnęłam bardziej kaptur granatowej peleryny na głowę i przymknęłam oczy, modląc się w myślach, żeby przestała gadać. Zdecydowanie powinnam przestać myśleć w ten sposób, szczególnie w Halloween. Usłyszałam cichy krzyk kosmitki tuż przy moim uchu. Kolejny wampir? Zmusiłam się do otworzenia oczu. Nie, to nie był wampir. To był brak prądu. Znowu.
Usłyszałam cichy szmer, dochodzący od strony drzwi, ale kiedy spojrzałam w tamtą stronę nie zauważyłam niczego podejrzanego. Na zewnątrz rozległ się kolejny grzmot, a niebo na chwilę rozjaśniła błyskawica. I wtedy zobaczyłam świecący na czerwono punkt przy oknie, w kształcie oka. Spięłam mięśnie.
W naszym kierunku wystrzeliły dwie zielone macki. Obie krzyknęłyśmy i odruchowo utworzyłam przed nami ścianę. Spodziewałam się głuchego uderzenia, ale panowała cisza. Otworzyłam jedno oko, potem drugie i opuściłam ręce. Zamrugałam kilkakrotnie. Kto, do jasnej pietruszki, zapalił światło?
- Raven? - wyjąkała Star, która wciąż zasłaniała głowę rękami. - To już? Umarłyśmy?
W pierwszej chwili chciałam parsknąć śmiechem. Ale potem poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie, gotowa roznieść wszystko, co się rusza.
Czarnowłosy chłopak odruchowo cofnął się na widok czarnej poświaty na moich dłoniach. Kilka sekund zajęło mi zorientowanie się, kogo mam przed sobą.
- Ty idioto! - krzyknęłam, przez co kran w kuchni eksplodował, a woda trysnęła prosto na śmiejącego się chłopaka. Przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego, ale potem uśmiechnął się szeroko i odgarnął mokre włosy z twarzy.
W międzyczasie Bestia zdążył już wrócić do normalnej postaci, a Cyborg, Susan i Terra wyszli z ukrycia. Chociaż w sumie mogli tam zostać.
Robin podszedł do Starfire, zostawiając na podłodze mokre ślady. Najpierw oberwał po głowie, a potem kosmita uwiesiła mu się na szyi i za nic nie chciała się od niego odlepić.
Garfield spojrzał na nas i pokręcił z dezaprobatą głową.
- Tak łatwo was nastraszyć... Szkoda, że nie widziałyście swoich min.
- Módl się, żebyś ty zaraz takiej nie miał - warknęłam, patrząc nań groźnie. On tylko sapnął i umknął bocznym wejściem.
- Ten wampir to też wasza robota? - zapytała rudowłosa, patrząc na lidera.
Zrobił zdziwioną minę.
- Wampir?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń