sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 23.Cisza przed burzą

*miesiąc później*
Siedziałam na dachu w samotności podziwiając wschód słońca. Kiedyś takie poranki spędzałam w towarzystwie Robina, ale nie mogłam już na niego liczyć. Całkowicie zamknął się w sobie po tym, jak Susan wyprowadziła się z wieży dwa tygodnie temu. Nie odeszła. Wyprowadziła. Tak powiedziała. Że potrzebuje czasu dla siebie. Nie wiem gdzie jest teraz, ani z jakiego powodu nas opuściła. Miałam tylko nadzieję, że niedługo wróci. Bestia obwiniał o to lidera. Wszyscy wiedzieli, że ostatnio bardzo zżył się z dziewczyną.
Weszłam do kuchni, skąd rozchodził się zapach naleśników z sosem czekoladowym. Od razu poczułam silne wibracje deja vu. Dokładnie w tych samych pozycjach zastałam moich przyjaciół wczoraj. Bestia z KF na kanapie przez ekranem, Cyborg przy garach, Terra i Jinx zaś siedziały przy stole, pochłonięte dyskusją na temat książek. Pierwszy zauważył mnie pół robot.
- Cześć, Star! - zawołał. Uśmiechnęłam się do niego blado. - Wyspana?
- Raczej tak, dziękuję, że pytasz - odparłam, podchodząc bliżej. - Co na śniadanie?
- Naleśniki.
- Jedyna rzecz w tym domu, którą mogą jeść wszyscy - wtrącił BB, nie odrywając wzroku od gry.
- Przesadzasz - mruknął Wally. - A właśnie, Star, gadałaś ostatnio z Nel?
- Z Nel? - zdziwiłam się. Z czego to pamiętam dziewczynka już od dawna nie mieszka w wieży. Cyborg znalazł jej rodzinę zastępczą, gdzieś na drugim końcu kraju. - Nie, czemu pytasz?
Wzruszył ramionami.
- Tak jakoś.
Po raz kolejny odkryłam dzisiaj coś bardzo ciekawego. Bez Susan jest tu niebywale nudno. Rozmowa jakoś się nie kleiła, nawet Bestia stracił chęć do żartów. Zjedliśmy przygotowane przez robota śniadanie niemal nie odzywając się do siebie. Jedynie dziewczyny od czasu do czasu coś tam szeptały do siebie. Miałam wtedy wrażenie, że Beast Boy stara się usłyszeć o czym gadają, ale kiedy tylko spojrzałam na niego, odwracał wzrok. Cyborg zebrał od nas puste talerze i włożył je do zlewu.
- Zapowiada się piękny dzień - powiedział. - Nie mieliśmy ani jednego wezwania od ponad miesiąca. Widać przestępcy zrobili sobie wolne. Może wyskoczymy później na miasto?
Jego propozycja natychmiast została poparta. Tak, chwila odpoczynku dobrze nam zrobi.
- Co ty na to, Robin? - Zwrócił się do siedzącego przy szybie chłopaka. Przyznam, nie zauważyłam go wcześniej. Może dlatego, że odkąd weszłam nie odezwał się ani słowem.
Czarnowłosy sprawiał wrażenie nieobecnego. Zapatrzony w morze, odezwał się dopiero po dłuższej chwili:
- Zło nigdy nie bierze sobie wolnego. Gdzieś coś wisi w powietrzu. To tylko cisza przed burzą...
I cóż... Jak zwykle miał rację
***
- Sprawa jest prosta. Odwracasz ich uwagę, następnie wchodzę ja i zgarniam nagrodę, a potem wszyscy razem wycofujemy się. Jakieś pytania?
Siedząca na czarnym skórzanym fotelu dziewczyna podniosła rękę jak w szkole, ale nie czekała na zezwolenie tylko mówiła od razu:
- Eee, tak. A co będzie jak nam się nie uda?
- Wtedy twoja nowa koleżanka wejdzie do gry i nas wszystkich ocali. Żyli długo i szczęśliwie, amen. Rozumiesz? -  Głos mężczyzny aż ociekał ironią, dając jej do zrozumienia, że jest zmęczony tą konwersacją. Jednak dziewczyna wiedziała, że mimo wszystko plan się powiedzie. Jej mistrz dokładnie zaplanował całą akcję, uwzględniwszy w tym wszystkie dane o wrogu, jakie posiadał. Nie było mowy o porażce.
- Tak, rozumiem - odparła spokojnie, ale zaciśnięte pięści świadczyły o narastającej irytacji. Dla niej nadal najlepszym wyjściem było pozbycie się ICH od razu, bez zbędnego mieszania im w głowach.
Mężczyzna odwrócił się do niej tyłem, tym samym kończąc rozmowę. Alex prychnęła pod nosem i udała się do wyjścia. W drzwiach minęła się z wysoką blondynką, którą szef nie wiedzieć czemu darzył szczególnym zaufaniem. Patrzyły przez chwilę na siebie z nienawiścią, po czym każda udała się w swoim kierunku.
- Co ona tu robi? - zapytała jasnowłosa, patrząc wprost na mężczyznę, nie siląc się na zbędne uprzejmości. On tylko westchnął, sięgnął ręką do karku i zdjął pomarańczowo-czarną maskę, zasłaniającą jego twarz. Było to ryzykowne posunięcie, zważywszy na moce stojącej obok niego postaci. Dziewczyna zmrużyła swoje złote oczy, czekając na odpowiedź.
- Nie martw się - powiedział. Przewróciła oczyma. - Już jej tu przecież nie ma, prawda?
- Przepraszam, w takim razie co ona tu ROBIŁA?
Odłożył maskę na bok, odwracając się tym samym twarzą do monitora
- Tak, ignoruj mnie! Jak zawsze - Dziewczyna weszła na cienki grunt, poruszając tematu przeszłości. Wiedziała, że Slade nigdy nie lubił do tego wracać, myślała więc, że to choć trochę zwróci jego uwagę. Nie pomyliła się.
Zwrócił ku niej głowę ze zmęczeniem wypisanym na twarzy.
- Susan... - zaczął, ale nie dane mu było dokończyć. Natychmiast mu przerwała.
- Chodzi o tą twoją misję, tak? Dobra, knujcie sobie do woli, ale powiedziałam już. Miałeś mnie w to nie mieszać!
Zrobiła w tył zwrot i oddaliła się szybko, kręcąc z oburzenia głową. Jeszcze tego jej tylko brakowało - by Tytani myśleli, że przyłączyła się do Slade'a.
***
Może wydać się to dziwne, ale... nie znam dokładnego powodu, dla którego Susan odeszła. Była ważnym elementem naszej drużyny, bez niej na pewno nie będzie już tak samo. Fakt, zanim ją poznaliśmy też dawaliśmy sobie radę i naprawdę świetnie się wszyscy rozumieliśmy, ale wydaje mi się, że Susan coś w nas zmieniła. Nie umiem tego dokładnie opisać, po prostu analizując to wszystko co wydarzyło się, kiedy była jeszcze z nami, myślę, że wprowadziła do ekipy coś nowego. I nie ma jej tylko miesiąc, a już mam wrażenie, że to coś powoli umiera. Robin znów staje się zamkniętym w sobie odludkiem, chowa swoje emocje i uczucia przed nami, raniąc przy tym Star. Widziałem jak nasza kosmitka powoli rozkwita, żywiąc się miłością Robina i nadzieją na lepsze życie. Teraz, gdy lider przestał jej tą miłość okazywać... ta nadzieja zgasła. Owszem, nadal przewyższa optymizmem kogokolwiek z nas i potrafi się cieszyć życiem, mimo, że znaleźliśmy się w dość fatalnej sytuacji. Tak czy siak, nie jest już tą samą dziewczyną.
- Hej, Bestia, idziesz czy nie? - Zza drzwi rozległ się zniecierpliwiony głos Cyborga. Jeszcze raz spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, przygładzając włosy. Oczywiście nic to nie dało, bo nadal sterczały w każdym możliwym kierunku. Zarzuciłem na ramiona bluzę, jak na październik było niemiłosiernie zimno (czyli nic z porównaniu z Polską XD - dop. Autorki), i wyszedłem z pokoju.
- Myślisz, że Robin jednak zmieni zdanie? - zagadnął mnie Wally gdzieś tak w połowie drogi do garażu. Wzruszyłem ramionami.
- Wątpię. Widziałeś go rano, nie sądzę, żeby miał nastrój do imprez - odparłem.
Tara wynalazła nawet niezłą dyskotekę, w jakimś klubie w centrum. Nikt się nie sprzeciwiał, poza tym i tak nie mieliśmy innej alternatywy spędzenia wieczoru. Równo o 20 mieliśmy się spotkać na miejscu, ze względu na to, że każdy ma inny środek transportu. Oczywiście Cyborg uparł się, że nie mogę się tam pokazać jako pterodaktyl czy "Bóg wie co jeszcze" więc musiałem jechać z nim. Zresztą, wciąż nie wiedzieliśmy czy Pan Ponury zamierza się zjawić.
- No cóż, jeśli chce do nas dołączyć to niech się pośpieszy - powiedział Kid, wyrywając mnie z zamyślenia. - Idę po Jinx. Widzimy się na miejscu.
Zszedłem z parkietu cały zgrzany. Przysiadłem się do Cyborga, użalającego się nad swoją szklanką.
- Ty pijesz? - zdziwiłem się.
- Nie martw się o mnie, stary - mruknął. - Mam mocną głowę. Poza tym, jestem pełnoletni. W przeciwieństwie do ciebie.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Colę, poproszę - rzuciłem do barmana, ignorując głupi rechot blaszaka.
Na parkiecie dziewczyny nieźle szalały. Wally z Jinx gdzieś tam w kącie usiłowali się schować przed oczami niepotrzebnych gapiów. Widziałem, jak Cyborg patrzy w ich stronę ponuro.
- Daj spokój - klepnąłem go po ramieniu. - Chodź, pokażemy im jak się tańczy.
Pociągnąłem do na sam środek, dołączając do Star i Terry. Zaraz potem obok nas znalazła się reszta drużyny i wszyscy zaczęliśmy skakać do piosenki. Przez następne pół godziny nie schodziliśmy, cały czas podskakując w rytm muzyki.
- Bestia! - Kid starał się przekrzyczeć hałas. Wskazał na dziewczyny, które chichocząc właśnie wymykały się do łazienki. Wzruszyłem ramionami, nie rozumiejąc.
- Idę się napić! - odkrzyknąłem.
Podeszliśmy do baru. Zdałem się na Wally'ego i to był największy błąd, jaki mogłem dzisiaj popełnić. Próbowałem mu wytłumaczyć, że nie mam jeszcze osiemnastki, ale on najwyraźniej nic sobie z tego nie robił i podtykał mi pod usta szklaneczkę z szkarłatnym płynem. Wypiłem całość, krzywiąc się przy tym jak cholera. Kid poklepał mnie po plecach, a mi zbierało się na wymioty.
- Jak masz rzygać, to idź na dwór - polecił. Nie musiał dwa razy powtarzać.
Kiedy już mi przeszło miałem wracać do środka, ale coś przykuło moją uwagę. A mianowicie czarnowłosy chłopak opierający się o budynek. Mimo późnej pory miał na nosie przyciemniane okulary. Musiał mnie zauważyć, bo uśmiechnął się i popatrzył wprost na mnie. Wyjął z kieszeni spranych dżinsów paczkę papierosów i zapalił jednego od czerwonej zapalniczki.
Podszedłem bliżej.
- Jak się bawisz? - zagadnął, a ja o mal nie dostałem zawału. Robin! Głos należał do lidera. To dlatego wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Chyba dobrze - odparłem. - Kiedy przyszedłeś?
Robin zaciągnął się głęboko i dopiero po chwili odpowiedział.
- Niedawno. Nie powinieneś pić - Zręcznie zmienił temat.
- A ty palić - zauważyłem i spojrzałem wymownie na papierosa. - Od kiedy...
- Nie twój interes - powiedział dosyć spokojnie, jak na takie słowa,  i ponownie się zaciągnął.
Zapanowała niezbyt przyjemna cisza. Doszedłem do wniosku, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Rzuciłem zdawkowe "to cześć", na które odpowiedział skinieniem głowy, i wróciłem do środka.
Było już dobrze po północy, a impreza nadal trwała. Zastanawiało mnie czy lider nadal stoi na zewnątrz, czy poszedł już do wieży, ale nie miałem ochoty sprawdzać. W pewnym momencie muzyka ucichła, a z głośników wydobył się cichy pomruk. Następnie usłyszeliśmy mrożący krew w żyłach szaleńczy śmiech.
- Dobry wieczór - kobiecy głos popłynął z głośników, a zaraz po nim kolejna fala śmiechu. - Przedstawiłabym się, ale mam mało czasu.
Szybko odnalazłem pozostałych Tytanów. Z otworów wentylacyjnych zaczął wydobywać się zielonkawy gaz. Ludzie w panice rzucili się do drzwi. Kiedy w końcu my wypadliśmy na zewnątrz, Robin wypatrzył nas i podbiegł. Jego mina mówiła jedno: "co się stało?!". Terra opowiedziała mu w skrócie przebieg zdarzeń.
- Gdzie jest Gwiazdka? - zapytał, a w następnej chwili zbladł, uświadomiwszy sobie coś. - Gdzie ona jest?!
Kiedy do nas też dotarło, że kosmitki nie ma, natychmiast zawróciliśmy by przeszukać klub.
Ale Starfire już tam nie było.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń