sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 6. Żadna przerośnięta jaszczurka nie będzie mi mówić, co mam robić

-Nie pomyliły wam się przypadkiem planety?
Na dachu jednego z budynków stali Młodzi Tytani. Odetchnęłam z ulgą. Nareszcie są.
Gwiazdka natychmiast wypatrzyła mnie wśród tłumu, ale Robin zatrzymał ją gestem ręki. Bestia zleciał na ulicę pod postacią sępa. Chciał nastraszyć tych obcych, czy co?
- Goście, to nasze miasto! -wykrzyknął, patrząc na kosmitów.
Obok niego znalazła się Gwiazdka, a następnie cała reszta. Postanowiłam się wycofać i do nich dołączyć. Korzystając z nieuwagi tych stworzeń, zniknęłam w tłumie. Kosmici zastanawiali się pewnie, kim są ci ludzie w dziwacznych strojach.
- Co tak długo? -szepnęłam, a Bestia aż podskoczył.
- A ty dlaczego nas nie poinformować? -ten ton głosu u Jinx nie wróżył nic dobrego.
- Myślisz, że miałam jak? -odpowiedziałam tym samym tonem, cały czas szepcząc.
Naszą kłótnie przerwał donośny krzyk jednego z kosmitów.
- Co oni mówią? Nic nie rozumiem -poskarżył się zielony.
- Bestio, to kosmici! -wykrzyknęła wyraźnie rozdrażniona Jinx. Robin szturchnął ją w ramię, przypominając o obecności Tamaranki.
- Jaki plan? -zapytał Kid Flash, zatrzymując się obok.
- Na początek nie dać im zniszczyć miasta - moje oczy zaświeciły jadowitą zielenią. Wzbiłam się w górę. Teraz widziałam wszystkich. Ci nowi przybysze byli znajomi. Zbyt znajomi. Oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę, a ja czekałam na jakiś znak ze strony lidera. Pierwszy do działania przeszedł Wally. Prawie, że z prędkością światła znalazł się przy obcych. Biegał przez chwilę dookoła jednego z nich, wymierzając ciosy. Do niego zaczęli powoli podchodzić powoli pozostali, celując do niego ze swojej broni. Nie namyślałam się długo. Unosząc się w powietrzu, strzelałam do nieprzyjaciół. Wally zatrzymał się na moment, krzyknął szybkie "Dzięki!" i pobiegł dalej. Ci, którzy jeszcze przed chwilą go otaczali, właśnie podnosili się z ziemi. Gdzieś w chmurze dymu dostrzegłam zielony kształt. Bestia całkiem dobrze radził sobie w walkę z tymi dziwnymi istotami. Pod postacią nosorożca taranował kolejno każdego z nich. Jeden dźgnął go włócznią w bok, na co ryknął przeraźliwie i ruszył na niego. Jinx skacząc jak baletnica, unikała ciosów. Gdzieś w głębi miałam przeczucie, że nie poradzi sobie.
- Zielony! -krzyknęła. Bestia natychmiast popędził w jej stronę. Skoczyła w górę i z gracją wylądowała na jego grzbiecie.
- Podrzucisz mnie? -pociągnęła go delikatnie za ucho. Bestia przygotowywał się do zmiany w inne zwierze, gdy silne pchnięci zwaliło go z nóg. Jinx potoczyła się po ziemi. Zanim zdążyli się podnieść, jaszczury otoczyli ich. Na nogach trzymali się jeszcze tylko Susan i Robin. Zleciałam na ziemię, żeby im pomóc. Nagle poczułam jak tysiące igieł wbija mi się w plecy. Jęknęłam cicho, natychmiast się prostując. Nie wiedziałam co się stało, byłam zdezorientowana. Na moje szczęście ból szybko minął i mogłam walczyć dalej. Otworzyłam oczy, ale zamiast moich przyjaciół ujrzałam zwarty szereg jaszczurów, celujących do mnie. Byłam otoczona. Skąd oni się biorą? Przed chwilą była ich tylko garstka, a teraz jest cała armia! Przymknęłam na chwilę powieki, by w następnej zaatakować całą mocą. Odwróciłam się i strzeliłam z oczu do napastnika. Akurat w tej chwili fale energii odrzuciły kosmitów, stojących niedaleko mnie, w tył. Jinx podała rękę podnoszącemu się z ziemi Bestii i oboje po chwili walczyć. Nigdzie za to nie widziałam Wally'ego. Rozejrzałam się dookoła, licząc, że zobaczę go jak będzie się podnosił albo walczył z jaszczurami. Nie dojrzałam go, za to Susan prawie na mnie wpadła. W prawej ręce trzymała pistolet, w lewej ściskała długi metalowy kij, podobny do tego, jaki ma Robin. Odbijała nim strzały z broni wroga.
- Robinowi przydała by się pomoc! -krzyknęła do mnie, chociaż doskonale ją słyszałam.
Spojrzałam na niego. Rzeczywiście, jeden krępował mu ręce, gdy inni podchodzili, kierując ostrza mieczy w jego stronę. Natychmiast podleciałam do nich i uderzyłam jednego. Padł na ziemię. Ten, który trzymał Robina za ręce zaczął się powoli wycofywać z nim w stronę tego krateru na ulicy. Byłam zbyt zajęta walką, by móc pomóc naszemu liderowi. Dwóch pobiegło za nimi, więc zostałam sama przeciwko może sześciu. Złapałam włócznię wycelowaną we mnie, chwyciłam za drugi koniec i z całej siły uderzyłam nią najbliżej stojących kosmitów. Odwróciłam się. Jeden potoczył się po ziemi od strzału. Zostało trzech. Wzbiłam się do góry, spojrzałam w dòł i strzeliłam do nich z oczu. Zachwiali się i padli twarzą w beton. Załatwieni, przynajmniej na tę chwilę. Popatrzyłam w kierunku, gdzie powinien znajdować się Robin.
- Ej, wy! -krzyknęłam. Jaszczury zwrócili głowy w moją stronę.
Nie namyślałam się długo. Wycelowałam w tego, który krępował ręce Robinowi. Uderzył w ścianę budynku. Dwóch pozostałych zaczęło do mnie strzelać ze swojej broni. Usłyszałam szczęk metalu. Robin wytrącił jednemu włócznię. Popatrzyłam na niego, uśmiechając się.
Zobaczyłam też coś jeszcze.
Ostry miecz, wymierzony w jego plecy.
Zanim zdążyłam zareagować, jaszczur zrobił zamach, aby wbić miecz w plecy Robina.
Promień soniczny odrzucił go na bok.
- Booyah!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń