sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 13. Memories

Siedział na dachu. Trwał w bezruchu, jedynie napięte mięśnie twarzy i usta zaciśnięte w wąską kreskę zdradzały jego niepokój. Martwił się o Raven. Chciał z nią porozmawiać, jednak wiedział, że dziewczyna potrzebuje samotności. Zawsze jest sama.
- Nie jest sama, ma przecież ciebie - usłyszał znajomy głos.
Nawet nie się nie obejrzał. Wiedział doskonale kto za nim stoi.
- Nie grzeb mi w myślach nieproszona - warknął.
Kiedyś dowiedział się o jej mocy. Do tej pory trzymał to w tajemnicy, prosiła go, by nikomu nie mówił. Zabawne, że znowu go to spotkało.
Zapadło krótkie milczenie. Susan usiadła obok niego. Maskę schowała do kieszeni szarej bluzy.
- Nie chcę o tym rozmawiać - wymamrotał.
- Nie prosiłam cię o to - odparła spokojnie.
Siedzieli tak w ciszy wpatrzeni w pomarańczowe słońce chowające się za horyzontem. Słuchali krzyku mew i szumu morza. Żadne z nich się nie odezwało.
Przecież to nic złego, pomyślał. Tak naprawdę nigdy nie wiedział, czego chciała. Przynajmniej nie mówiła tego wprost, w przeciwieństwie do Star, która zawsze była otwarta. Jak one bardzo się różnią... Ale Raven już taka jest i nic na to nie poradzi. Tylko gdzieś tam w głębi miał nadzieję, że kiedyś Raven zrozumie, jak bardzo jest dla niego ważna.
*
- Powody, dla których wciąż chcę mieszkać u cioci - zaczęłam, kiedy weszłyśmy do klimatyzowanej części centrum handlowego, zostawiając sierpniowy upał za automatycznymi drzwiami - Po pierwsze, mogę chodzić piechotą do szkoły...
- Raczej biegać - przerwała mi Rose. W drodze do ruchomych schodów rozglądałyśmy się po otaczających nas sklepach. - Przecież zawsze się spóźniasz.
- No dobra, masz rację, biegać - przyznałam. - A co by było, gdybym mieszkała dalej?
- Koszmar. W życiu byś nie zdążyła - zauważyła.
- Właśnie. Numero duo, dom cioci jest niedaleko twojego.
Rose wsunęła mi rękę pod łokieć.
- Musimy być blisko siebie, zwłaszcza po tym, przez co przeszłaś w zeszłym roku i tyle - przytaknęła. - Masz prawo mieszkać obok bratniej duszy.
- To prawda - zgodziłam się. - Rozdzielenie nas byłoby okrutne i bez serca.
Popatrzyłyśmy na siebie i obie parsknęłyśmy śmiechem.
Rok temu umarł mój wujek, został potrącony przez samochód. Od tamtej pory staram się jakoś wspierać ciocię Kath i nie chcę jej teraz zostawiać. Poza tym Rose jest jedyną osobą, z którą mam jakiś bliższy kontakt, nie licząc oczywiście cioci. Raczej każdy się zgodzi, że potrzebujemy siebie jak nigdy dotąd.
Rose zaciągnęła mnie do witryny obuwniczego z niesamowitymi szpilkami.
- Tak czy siak, powinnaś mieszkać za rogiem, bo dzięki temu na początku semestru znowu będziemy chodziły razem do szkoły - trajkotała. - Muszę mieć cię pod ręką, żeby pożyczać od ciebie kosmetyki, oglądać z tobą telewizję i żebyśmy mogły nocować u siebie. Nie, przeprowadzka absolutnie nie wchodzi w grę. A trzeci powód?
- Ciocia mieszka rzut beretem od Bryana Harrisona, który jest miłością mojego życia i strażnikiem mojego serca - wyrecytowałam bardzo poważnie.
- No jasne... Strażnikiem twojego serca? - powtórzyła.
- Tak - przytaknęłam. - Trzyma je w słoiku na biurku.
- Tylko jak on może być strażnikiem twojego serca, skoro jeszcze ze sobą nie rozmawialiście? - zapytała, całkowicie zbijając mnie z tropu.
- Bryan jest Tym Jedynym i brak osobistych kontaktów to nieistotny drobiazg - odparłam. - Tym bardziej powinnam zostać u cioci, żeby niechcący na niego wpaść.
Nasza szkoła nie pęka w szwach od nadmiaru interesujących mężczyzn, więc kiedy pojawił się w niej wysoki, szczupły i chmurny przystojniak Bryan z grzywą potarganych, jasnych włosów, wzbudził prawdziwą sensację.
Nie pierwszy raz w tym dniu Rose wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Ludzie przechadzający się po galerii zaczęli się na nas dziwnie patrzeć. Złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam do najbliższego sklepu.
- Jeszcze jakieś powody? - zapytała przyglądając się parze białych trampek.
Wzięłam głęboki oddech.
- Nie znam go - powiedziałam.
Rose popatrzyła na mnie z politowaniem, ale wiem, że mi współczuła. Taka jest prawda. Wzruszyłam ramionami. Przecież to nie moja wina, że nie znam własnego ojca.
*
Żyjemy na granicy światła i mroku. Linię oddzielającą te dwa światy ciężko jest wyznaczyć. Czasem wystarczy jeden krok, aby przejść na drugą stronę. Ale żeby wrócić trzeba poświęcić całe życie. Wiem o tym aż za dobrze.
Medytuję już od kilku godzin. W skupieniu wypowiadam mantrę „Azarath Metrion Zinthos”,próbując odnaleźć jakiś sens w życiu. Rozkoszuję się ciszą i spokojem, zanim powrócę do rzeczywistości, bo tam gdzieś po drugiej stronie czeka na mnie mój szary świat. Pewnie niedługo będę musiała znów stanąć twarzą w twarz z problemem, który nieustannie zakłóca ten świat. Z codziennością. Nie będę mogła czekać w ukryciu na to, co stać się musi. Tego nie można ciągle odwlekać. Myślałam, że gdy zniknę wszystko stanie się łatwiejsze. Ale nie jest.

Stałam w wąskiej uliczce. Był środek dnia, ale miałam nadzieję, że nikt mnie nie zobaczy. Zarzuciłam kaptur peleryny na głowę i schowałam się bardziej w cień. Nie byłam pewna, czy dobrze robię. Obserwowałam całą walkę Młodych Tytanów z Plazmusem. Chociaż w środku rwałam się, żeby im pomóc, to jednak wiedziałam, że jeszcze nie czas. Nie szukali mnie, więc Terra nic im nie powiedziała. Jeszcze nie czas.
Robin oddał pokonanego Plazmusa w ręce policji i zajął się Star. Mocno oberwała.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? - usłyszałam zmartwiony głos lidera Tytanów.
- Robin, nic mi nie jest - Uśmiechnęła się do niego.
Jego mogła okłamać, ale nie mnie. Może i regenerowała się szybciej niż przeciętny człowiek, ale w końcu przeleciała kilka razy przez radioaktywnego potwora. Nie zaszkodzi jej to aż tak bardzo, ale na pewno zmieni. Tyle, że jeszcze tego nie wie.
Tytani zaczęli się zbierać. Po chwili usłyszałam dźwięk odpalanego silnika i zobaczyłam jak samochód Cyborga rusza w kierunku wieży. Zostałam całkowicie sama. Wyszłam z uliczki i stanęłam na środku jezdni. Odwróciłam się w stronę sylwetki wieży T majaczącej na horyzoncie. Dawno tam nie byłam. To kiedyś był mój dom. Jednak musiałam odejść, inaczej naraziłabym moich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Teraz jest już po wszystkim. Ale czy jestem gotowa wrócić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń