sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 12. What doesn't kill you

Kocham Jump City. Brakuje mi upałów Tamaranu, tamtejszego jedzenia, pałacu i mojej własnej, przytulnej komnatki, ojca oraz jeszcze wiele innych rzeczy, ale kocham Jump City. To wspaniałe miasto, choć niektóre rzeczy wydają mi się bardzo dziwne i nie mogę ich zrozumieć. Są tu moi przyjaciele, mój dom. W każdym razie nie mam po co wracać z powrotem na Tamaran.
To dziwne, bo jeszcze parę lat temu marzyłam, aby znów stanąć na spalonej ziemi mojej planety. Teraz, gdy o tym myślę wydaje mi się, że po prostu tęskniłam do ojca. Jednak gdziekolwiek się znajdowałam moje serce było rozdarte. Musiałam wybrać. On albo Młodzi Tytani. Rodzinna planeta, wspaniały pałac, tonąca w przepychu komnata i służący, którzy przylecą na każde wezwanie czy zwalczanie zła, walka z przestępcami, mały acz przytulny pokój, jeden z wielu w wieży, przyjaciele, rola bohatera i Robin. Zdecydowałam się jednak wrócić na Ziemię.
Teraz tu jest mój dom.
Robin pomógł mi założyć kask, a potem oboje wsiedliśmy na motor. Trzymałam ręce na biodrach lidera, jednak ten delikatnie objął je i mocniej owinął nimi swoje ciało. Wyjechaliśmy. Położyłam głowę na jego ramieniu i przytuliłam go. Nie bałam się, że spadnę. Czułam jego zapach, przy nim znów mogłam stać się tą małą dziewczynką, która tylko czeka na swojego rycerza na białym koniu. W tym wypadku na motorze. Jechaliśmy przez miasto, a ja zastanawiałam się dlaczego to zrobił. Dlaczego mnie pocałował, do tego w miejscu publicznym, na wielkiego Omnirządcę! Teoretycznie jesteśmy parą, ale praktycznie jeszcze parę dni temu wyglądało to inaczej. W pewnym momencie zauważyłam, że jedziemy wolniej. Wychyliłam głowę i posłałam Robinowi pytające spojrzenie. Jednak jego uwagę rozpraszał świecący na czerwono mały ekran wbudowany w motor, tuż obok wskaźnika prędkości. Alarm, po prostu świetnie!
- Plazmus rozwala centrum miasta - usłyszałam głos Terry dobiegający z urządzenia. - Gdzie jesteście?
- W mieście - mruknął. - Zaraz tam będziemy.
Centrum miasta? Jęknęłam. Przecież właśnie stamtąd wracaliśmy! Mówi się trudno. Robin zahamował gwałtownie. Może i się trzymałam, ale teraz o mało co nie spadłam. Objęłam go tylko mocniej i przycisnęłam policzek do jego barku. Zawrócił i pomknęliśmy z powrotem do centrum. Kilka chwil później dotarliśmy na miejsce. Plazmus nie był tym samym ohydnym potworem, jakim go zapamiętałam. Połowę jego ciała pokrywała jaskrawo zielona, najprawdopodobniej radioaktywna maź. Szybko odnaleźliśmy resztę drużyny, z wyjątkiem Wally'ego.
Podleciałam do Cyborga.
Silne promieniowanie. – powiedział, spoglądając na odczyty z ramienia. – Radzę go nie dotykać.
- Jinx, zabierz cywili! –krzyknął lider, widząc grupkę biegających wokoło ludzi.
Kiwnęła głową i pobiegła wykonać zadanie.
- No to do roboty - mruknęła Susan.
Robin rzucił w Popielarza kilkoma dyskami, które po prostu przez niego przeleciały. Kątem oka zauważyłam markotną minę Bestii. No tak, skoro nie może go dotknąć, to jak ma walczyć? Wzbiłam się w powietrze i zaczęłam strzelać jadowicie zielonymi pociskami w potwora. Widać było, że rozdrażniły go bardziej niż dyski, jednak wciąż nie doznawał uszkodzeń. Zwrócił wściekłą twarz w moją stronę. Gdyby tu była Raven, pewnie weszłaby do jego umysłu i unieszkodliwiła od środka. Jednak jej tu nie było, więc musieliśmy poradzić sobie w inny sposób. Zamknęłam oczy. Musiałam się skupić, aby zaatakować pełną mocą. Przeczucie kazało mi otworzyć oczy. Zdążyłam dostrzec ogromną pięść stworzoną z masy radioaktywnego płynu zmierzającą w moją stronę. Świat zniknął na sekundę. Ocknęłam się w kałuży tego świństwa kilkaset metrów dalej. Ze skroni ciekła mi krew. Miałam poobcierane ręce, nogi, twarz, plecy. Musiałam trzeć o asfalt dość długi kawałek. Z daleka widziałam jak Cyborg strzela w potwora, unikając rzucanych w niego metalowych beczek, w których musiała znajdować się substancja, która tak zmieniła naszego przeciwnika. Jinx wysyłała w jego stronę różowe fale, Robin i Susan nadal próbowali zdziałać coś swoimi gadżetami, Terra rzucała w niego wszystkimi kamieniami, jakie miała pod ręką. Bestia, jako iż jedyny nie mógł tu nic zdziałać odganiał ludzi w terenu walki. Podniosłam się z ziemi, lekko się krzywiąc, ale szybko zapomniałam o bólu. Teraz trzeba było pokonać Plazmusa zanim wyrządzi komuś krzywdę. Ruszyłam na niego i przeleciałam przez sam środek. Ku mojemu zdziwieniu nie zaczął się "naprawiać". Zielona maź zaczęła powoli wypływać w dziury, jaką po sobie zostawiłam. To samo zdziwienie zobaczyłam w oczach pozostałych. Nie namyślając się długo postanowiłam przelecieć przez niego raz jeszcze. Dało to ten sam efekt. Wpadłam w trans. Strzelałam w niego swoimi pociskami, uśmiechając się niczym naukowiec sprawdzający czy po oderwaniu skrzydeł obiekt badań nadal będzie żyć.
Terra posłała w jego stronę kamień wielkości samochodu i Plazmus padł jak długi na twarz.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską Robin, gdy już znalazłam się na ziemi.
- Tak - odpowiedziałam szybko. Może trochę za szybko, ale nie ja byłam teraz ważna, tylko Plazmus.
Susan, jakby czytała mi w myślach, natychmiast zwróciła głowę w jego stronę. W lekkim wgłębieniu w ulicy leżał prawie nagi! człowiek. Ubrany był tylko w obcisłe czarne bokserki. Zamknięte oczy i podnosząca się równomiernie klatka piersiowa świadczyły o tym, że spał.
Spał. Wygraliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń