sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 16. Rozmowy nocą

Po tym, jak Raven zaszyła się z powrotem w swoim mieszkaniu zostałem całkowicie sam, a towarzysząca mi cisza po pewnym czasie stała się nie do zniesienia. Po zachodzie słońca wszystkie dzieci, które do tej pory biegały po placu rozeszły się do swoich domów, na dworze zostali jedynie dorośli, ale ich też dużo nie było. Poza tym, i tak jest już późno.
Rozejrzałem się jeszcze raz uważnie dookoła, po czym ruszyłem w drogę powrotną. Mogłem zmienić się w jakiegoś ptaka, w ten sposób na pewno szybciej bym się znalazł w wieży, ale potrzebowałem się przejść.
Po tym, co powiedziała - jeszcze do niedawna uznawana za zaginioną - musiałem pewne rzeczy przemyśleć. Kręciłem się bez celu po mieście, analizując powoli wszystko z ostatniego minionego roku. Nie rozumiałem, jak mogła nam to zrobić. Jak mogła mi to zrobić. Zniknąć bez słowa, przecież mogliśmy jej pomóc. Coś mi się zdaję, że nigdy jej nie zrozumiem. Jak bardzo pragnąłem, by wróciła. Tak bardzo chciałem jeszcze raz spojrzeć w jej oczy, zobaczyć uśmiech... Opanuj się człowieku, skarciłem się w myślach. Masz Terrę, cudem odzyskaną, a teraz cię do Raven ciągnie. Zdałem sobie sprawę, że będę musiał wybrać. Zanim w ogóle poznałem śliczną, niebieskooką blondynę, z kruczą nie łączyło mnie nic. Kiedy jednak zniknęła, zacząłem tęsknić. Głupek, pomyślałem, przecież nie ty jedyny. Ale to co się dzisiaj stało, nie dawało mi spokoju.
Westchnąłem. To wszystko jest takie skomplikowane.
Kiedy wróciłem do wieży, było już po północy. Wchodząc starałem się nikogo nie pobudzić, zakładając, że wszyscy śpią. Poszedłem jeszcze do kuchni z zamiarem wzięcia czegoś do przegryzienia. Ku mojemu zaskoczeniu, zastałem tam Robina. Siedział na fotelu, twarzą zwróconą w stronę ekranu. Jeśli dobrze pójdzie, nawet mnie nie zauważy. Najciszej jak potrafię powoli przemieszczałem się w stronę aneksu kuchennego.
- Co tak późno? - zapytał, nie odrywając wzroku od monitora. Na dźwięk jego głosu przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz. Czułem się jak dzieciak złapany na gorącym uczynku.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - zdziwiłem się.
- Widziałem na kamerach, jak wchodzisz.
- To my tu mamy kamery?!
Przytaknął. No proszę, czego jeszcze nie wiem o miejscu, w którym mieszkam?
Zacząłem szukać w szafce moich ulubionych ciastek.
- Skończyły się. - Obrócił się na fotelu i spojrzał prosto na mnie.
- A ty co, jasnowidzący? - burknąłem. Nie otrzymałem odpowiedzi, ale można to uznać za "nie".
Usiadłem na brzegu kanapy, naprzeciwko niego. Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Robin wyglądał na wściekłego. Ciekawe co znowu zrobiłem nie tak. Nie wróciłem do domu o godzinie policyjnej?
- Czemu nie śpisz? - próbowałem nieco rozładować atmosferę. - Znów podglądasz jakieś gorące laseczki na monitoringu?
- Co? Nie! - zaprzeczył szybko, robiąc przy tym zdziwioną minę. Odetchnąłem z ulgą. Gdyby był na mnie z jakiegoś powodu zły, ta rozmowa potoczyłaby się inaczej. - Czekam na ciebie.
Mimowolnie się spiąłem. Czyli już wiem, że nie spędzimy tego czasu na popijaniu herbatki i gawędzeniu o pogodzie. Swoją drogą, zdałem sobie sprawę, że już od jakiegoś czasu nie rozmawialiśmy. Zdawkowe „cześć”, czy „dobranoc” się nie liczyło, polecenia wydawane podczas misji też. Nie mieliśmy okazji usiąść i na spokojnie podzielić się uwagami czy czymś takim.
- Chodzi o Raven, prawda? - Nie musiał odpowiadać. Z jakiego innego powodu czekałby na mnie po nocy, podczas gdy pozostali już smacznie śpią? - Czekaj, niech zgadnę. Chcesz się dowiedzieć jako pierwszy, mam rację?
Milczał. Rany, czy ten koleś musi być taki trudny? Odetchnął głęboko i przeczesał włosy palcami. Dopiero teraz zauważyłem, że nie ma na sobie roboczego stroju, tylko zwykłe dresy i podkoszulek. Nie wiem, czego się spodziewa. Że przyniosę mu radosną nowinę, iż Rae jeszcze jutro będzie z powrotem? Albo założyła rodzinę i żyje sobie teraz gdzieś na jakimś zadupiu, wychowując dwójkę bachorów?
- Słuchaj - zacząłem, zupełnie nieświadomy tego, co ma się zaraz wydarzyć. Nie byłem pewny jak zareaguje. Co jak co, ale lider wciąż stanowił dla mnie zagadkę.- Nie wiem, jakich wieści ode mnie oczekujesz, więc może będzie najlepiej, jak przekażę ci te prawdziwe. Raven jest cała i zdrowa, mieszka w naprawdę ładnej dzielnicy w mieście, ale nie wróci. Twierdzi, że jej tam dobrze i nie chce znowu przechodzić przez to wszystko - Omiotłem spojrzeniem całe pomieszczenie. - Ja tego nie rozumiem i chyba do tego nie dojdzie, mimo, że mnie prosiła o zrozumienie. Tak więc... - Zaczerpnąłem powietrza, bo przez potok słów, jakie z siebie wyrzucałem, zaczęło mi go brakować. - Nie wróci.
Robin słuchał uważnie, a kiedy skończyłem pokiwał z uznaniem głową i wyprostował się nieco.
- Spodziewałem się tego - mruknął bardziej do siebie, niż do mnie.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Zaśmiał się cicho widząc moją minę.
- Nie zrozum mnie źle, ale znam Raven lepiej niż ty - powiedział. Musiałem przyznać mu rację. Z nas wszystkich, to on był najbliżej Raven.
*
- Nie chcę się przeprowadzać - powiedziałam. - Dlaczego muszę z nim mieszkać?
- Bo twoje miejsce jest przy ojcu - odparła ciocia
Oznajmiła to w swoim stanowczym, wykluczającym jakąkolwiek dyskusję tonem, który zazwyczaj nie miał nic wspólnego z tym, co naprawdę czuła. Jednak nie zamierzałam dawać za wygraną.
- Akurat - prychnęłam. - Wcale go nie znam, skąd w ogóle masz pewność, że on naprawdę jest moim tatą?
Wiedziałam, że koszmarnie marudzę. Zachowywałam się jak nadąsana księżniczka, co nie dostała nowej lalki. Nic na to nie poradzę, nie miałam ochoty spędzić reszty mojego życia z człowiekiem, którego poznałam zaledwie parę tygodni temu. Oczywiście babcia uznała to za wspaniały pomysł, bo w sumie czemu nie? Przynajmniej jednego zjadacza chleba mniej.
- Gdyby wujek żył, pewnie zgodziłby się ze mną - żachnęłam się. Być może miałby odmienne zdanie, ale na razie musiałam się trzymać tej myśli niczym koła ratunkowego.
- Nawet nie zaczynaj tego tematu! - krzyknęła rozzłoszczona. - Arthur, świeć Panie nad jego duszą, poparłby ten pomysł. Powinnaś lepiej poznać swojego ojca. Kobieta w moim wieku nie nadaje się do wychowywania nastolatki, nie będę ciągle finansować twoich wycieczek szkolnych, projektów i tym podobnych, a o zakupach to nie wspomnę!
- Niektórzy ludzie w ogóle nie mają rodziców - Siedząca do tej pory cicho na kanapie babcia odezwała się nagle, grzebiąc przy tym widelcem w jajecznicy, którą zrobiła ciocia. - Musisz być wdzięczna za to, że chociaż masz ojca, który się tobą zaopiekuje.
- O matko, zaczyna się - jęknęłam.
- Przykro mi dziecko, ale to już zostało ustalone - powiedziała. - Nie masz na to żadnego wpływu, więc nie próbuj nas szantażować ucieczką z domu czy czymś takim, jak to czasem robią młodzi ludzie.
W tym momencie zza framugi drzwi wystawił głowę mały rudzielec, pan Ósmy Cud świata. Chudy, wiecznie głodny dzieciak, który na okrągło doprowadza mnie do szału. Jest hałaśliwy, nieznośny i zawsze jak coś popsuje, wina spada na mnie. A to, że go nie upilnowałam, a to, że powinnam dać mu więcej swobody... Zamknąć go w izolatce i trzymać tam, póki nie zdechnie.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, podbiegł do babci i wgramolił się na jej kolana.
- Czemu tu chcesz? - warknęłam, odwracając się w jego stronę.
- Susan!
- Kuzynka Sus będzie mieszkać z piratem? - zapytał, patrząc niewinnie na babcię. A ten co? To, że człowiek ma przepaskę na oku, nie oznacza, że to jakiś pirat, z bajek, jakich się naoglądał. Ta uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła wolno głową.
- Nie, skarbie. Będzie teraz ze swoim tatusiem.
- Ben, nie powinieneś przypadkiem iść spać? - zauważyła ciocia Kath, za co podziękowałam jej w duchu. Tak, niech on sobie już pójdzie, bo jeszcze chwila i coś bym mu zrobiła.
Mały zeskoczył na dywan, poprawiając przy tym koszulkę. Długo zwlekał z opuszczeniem salonu, który w tej chwili pełnił rolę sali narad rodzinnych. Jeśli miał nadzieję, że będziemy kontynuować naszą 'dyskusję', to musiał się rozczarować. Ciocia wstała z krzesła, wzięła rudego za rękę i odprowadziła go jego pokoju. Tym samym zakończyła nasze zebranie. Rzuciłam babci krótkie "dobranoc" i wybyłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń