sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 18. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi

Raven zmyła się tak szybko, jak tylko było to możliwe, zostawiając mnie samą z Bestią. Mruczała coś o niepodlanych kwiatach, ale ja tam swoje wiedziałam. Nie miała ochoty brać udziału w naszej dyskusji, chciała uniknąć nieprzyjemnych pytań. Ja zresztą też, ale już nie było odwrotu. Chyba nadszedł czas wyjawić mu prawdę.
Wróciliśmy do domu i od razu skierowaliśmy się na dach. Tam powinno być w miarę spokojnie na rozmowę. Na szczęście nikt nas nie widział. Usiedliśmy na kocu, a ja zaczęłam tępo wpatrywać się w niebo.
- To dlatego tak często znikałaś? - raczej stwierdził, niż zapytał. Spojrzałam na niego zdziwiona. Zazwyczaj starałam się, żeby nikt mnie nie zauważył.
- Jakoś musiałam się nauczyć - mruknęłam, bardziej do siebie niż do niego.
- Ale przecież Slade... - zaczął i natychmiast urwał. Deathstroke zawsze przywoływał złe wspomnienia, ale nie miałam ochoty się tym teraz martwić.
Wzruszyłam tylko ramionami.
- Wiesz przecież, że nigdy nie udało mi się w pełni opanować mojej mocy - powiedziałam. Znowu na moment zapanowała grobowa cisza.
Bestia odchrząknął.
- Więc... Jak długo?
- Sama już nie pamiętam. To chyba zaczęło się jakieś dwa miesiące po tym, jak zniknęła - odpowiedziałam.
Błagam, ile jeszcze? Skończmy ten temat, i tak niczego ciekawego się ode mnie nie dowiesz, Bestio...
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - zapytał z takim wyrzutem w głosie, że aż chciałam chwycić go za ramiona i potrząsnąć nim z całej siły. Wykrzyczeć, że to było jedyne wyjście! Przecież na początku nie tylko ja nie panowałam nad sobą, Raven też! Razem uporałyśmy się z tym problemem, nie byłyśmy same.
Na szczęście nie zrobiłam tego, tylko siedziałam cicho, cały czas wpatrzona w gwiazdy. Rozumiałam ją. Raven zawsze wiedziała co robi. Nie chciała narażać przyjaciół, więc odeszła. W samotności, tam gdzie nikt jej nie znajdzie, mogła zmierzyć się z problemem, jakim był Trygon. Został pokonany, fakt, ale jego cząstka zawsze będzie w Raven. Skoro wszyscy myśleli, że dziewczyna nie żyje, to po co się ujawniać? Sama byłam w podobnej sytuacji, mnie znalazł Bestia, a Raven ja. To był przypadek, nie szukałam jej. Nie ma, to nie ma, mówi się trudno. Ostatecznie wtedy nie miałyśmy najlepszych relacji.
- Bestio...
- Garfield - przerwał mi, zanim zdążyłam sklecić jakieś sensowne zdanie. Słucham? - Naprawdę mam na imię Garfield Logan. Reszta już o tym wie, no może z wyjątkiem Jinx.
Wpatrywałam się tępo w niego, mrugając oczami. Dlaczego mi wcześniej nie powiedział? Otrząsnęłam się szybko. No, dobra. Moja kolej.
- Tara - Uśmiechnęłam się do niego.
Nagle zapanowała idealna cisza. Nasze oddechy zwolniły. Dzieliły nas tylko centymetry, a i ten dystans zdawał się maleć. Zatraciłam się w jego zielonych oczach, że nawet nie wyłapałam momentu, w którym znalazł się zdecydowanie za blisko mnie. Dotknął pytająco mojego policzka, a ja już wiedziałam czego chcę. Co z tego, że jest zimna noc. Co z tego, że siedzimy na dachu. W tej chwili liczył się tylko on.
Pochylił się i nasze usta złączyły się. Zamknęłam oczy, czując jak po całym ciele przechodzi mnie dreszcz. Mój mózg został zamglony, kiedy jego druga dłoń przyciągnęła moją talię bliżej. Nasze pocałunki stawały się coraz to bardziej namiętne. W końcu moje plecy dotknęły zimnej płyty dachu, a jego klatka piersiowa przygniotła mnie swoim ciężarem. Pozbył się koszulki. Czułam się lepiej niż kiedykolwiek. I nie mogłam się skupić na niczym innym niż na jego miękkich ustach i ciepłym dotyku. Chciałam więcej. Chciałam zdecydowanie więcej.
- Bestia? Terra? Jesteście tutaj?
Zajęło mi chwilę by wychwycić głos, dobiegający z oddali. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie. Stanęliśmy na nogach, a ja szybko poprawiłam wymięte ubrania i podałam mu jego koszulkę. Czułam, że jestem cała czerwona. Opuściłam wzrok, zażenowana ironią całej tej sytuacji. Gar posłał mi pełen czułości uśmiech. To znaczy, że między nami wszystko w porządku?
Dopiero teraz przypomniałam sobie o obecności 17-latki, przyglądającej nam się z rozbawieniem.
- O co chodzi? - zapytałam opanowanym głosem.
- Jest sprawa - odparła Susan, przybierając poważny wyraz twarzy. Wymieniliśmy z Bestią zdziwione spojrzenia. O co mogło chodzić tym razem?
 *
To było niesamowite uczucie. Robin poza murami wieży stawał się zupełnie inną osobą. Pamiętam, jak wcześniej było mu trudno okazywać jakiekolwiek uczucia. Mam wrażenie, że przy mnie stawał się bardziej otwarty, a przynajmniej nie bał się okazywać tego, co czuje. Zadziwiające, jak miłość działa na człowieka. Teraz zapewne wyglądaliśmy jak szczęśliwa, zakochana para ciesząca się życiem i miłością.
Właśnie wracaliśmy z kina. Szliśmy obok siebie, a nasze dłonie były splecione razem. W mieście spokój, przestępcy widać postanowili odpocząć i zafundować sobie chwilowe wakacje. My mogliśmy cieszyć się wolnym czasem jak tylko chcieliśmy. W najdalszych marzeniach bym nie przypuszczała, że będziemy tak szczęśliwi.
Zaśmiałam się cicho. Życie jest pełne niespodzianek.
Robin uśmiechnął się szeroko, ukazując szereg białych zębów.
- Co cię tak cieszy, księżniczko? - zapytał.
- Ty - odparłam, pokazując mu język.
W odpowiedzi poczochrał mi włosy i objął mnie ramieniem, przyciągając do swojej piersi. Wtuliłam się w niego, a gdy zamknęłam oczy, pomyślałam, że nie chcę od życia niczego więcej. Wystarczy tylko on.
- Kocham cię, wiesz? - szepnęłam. Podniosłam głowę, chcąc spojrzeć mu w oczy, ale znowu się rozczarowałam. Czy on kiedykolwiek zdejmuje tą głupią maskę?
- Wiem. Ja ciebie też - Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Dopiero po dłuższej chwili ruszyliśmy dalej. Słońce już dawno zaszło, gwiazdy świeciły na niebie. Drogę oświetlały nam nieliczne latarnie. Na pewno było dość późno, bo zazwyczaj na ulicach jest spory ruch, nawet wieczorem, a teraz większość pojazdów stała zaparkowana przed budynkami. Gdzieś w oddali ujadał pies. Gdyby nie to, że Robin jest ze mną, dawno bym już zwiała.
W czyimś samochodzie włączył się alarm. Obróciłam się szybko w stronę hałasu. Nikogo. Chyba wpadam w paranoję. Lider ścisnął mocniej moją dłoń.
- Nie bój się, chodź. Tam nic nie ma - powiedział spokojnie i to chyba podziałało, bo znowu zaczęłam iść.
Nie zrobiłam nawet kilku kroków, a poczułam jak coś odpycha mnie do tyłu. Uderzyłam z impetem plecami w ścianę, ból rozszedł się po moim ciele. Syknęłam z bólu, a kiedy pierwszy szok minął zobaczyłam czym zostałam unieruchomiona. Końcówki czerwonej gwiazdki wbijały się w mur, tak, że nie mogłam się wyrwać. Spojrzałam ze strachem na Robina. Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz zacisnął pięści i zaczął się nerwowo rozglądać, w poszukiwaniu tego, kto to zrobił.
- Robin! - krzyknęłam. Wciąż próbowałam się uwolnić, ale moje próby spełzły na niczym.
Chłopak obejrzał się nań i chciał podbiec, ale tuż przed nim pojawił się Red X uniemożliwiając mu dotarcie do mnie. Tak, ten kostium poznam wszędzie, nawet jeśli stał do mnie tyłem.
- Gdzie się tak śpieszysz? Dziewczyna poczeka - rzucił i skoczył w jego kierunku, wykonując cios.
Robin zdążył zrobić unik, podczas gdy ja ponownie wydarłam się, żeby uważał. X nie jest może groźnym psycholem, ale wciąż był niebezpieczny.
Lider wykonał kopniak w jego stronę, którego najwyraźniej X się nie spodziewał. Upadł na plecy, a czarnowłosy kopnął na bok jego broń, kształtem przypominającą gwiazdkę shuriken, która wcześniej była w jego dłoni.
- Masz niezły styl, kto cię uczył walczyć? Twoja babcia? - powiedział X, a jego głos aż ociekał ironią.
Jednym szybkim ruchem ściął Robina na ziemie. Na szczęście temu udało się podeprzeć rękoma i wylądować metr dalej na równych stopach. Ich styl walki był niezwykle podobny, nawet sylwetka obronna, jaką obaj teraz przybrali, była identyczna. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że mogli szkolić się u tego samego człowieka, ale szybko to zignorowałam. To było przecież niemożliwe.
Robin spojrzał szybko na mnie, jakby sprawdzając, czy nic mi nie jest.
- Uważaj! - wrzasnęłam, widząc jak Red X przygotowuje się do uderzenia.
Wymierzył serię ciosów, na szczęście lider zahamował każdy z nich. Ta walka nie miała sensu, żaden z nich nie wygra.
Napastnik zamachnął się nogą, chcąc go kopnąć, ale czarnowłosy złapał X'a za kostkę i posłał na najbliższą ścianę. Osunął się na ziemię, chwilowo zamroczony.
Robin w jednej chwili znalazł się przy mnie, a w następnej próbował pozbyć blokującego mnie x'a. Nawet nie zauważył, że Red X powoli odzyskuje przytomność.
- Wiesz, Grayson, muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego - powiedział podnosząc się, a Robin stanął jak wryty.
Na twarzy miał mieszankę różnych uczuć, od szoku, po wściekłość. Odwrócił się gwałtownie w stronę X'a, o mnie całkowicie zapominając. O co chodzi? Kto to "Grayson"? Robin...? Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ale nie zwrócił na to uwagi.
- Kim ty jesteś? - wycedził. Zacisnął pięści i przybrał pozycję obronną, aby być gotowym na ewentualny atak.
Dam głowę, że w tym momencie X uśmiechnął się zwycięsko. Jakby właśnie na to pytanie czekał... W jego dłoni pojawił się mała kulka, ale ku mojemu zaskoczeniu nie rzucił tego w stronę lidera, tylko w moją. Zacisnęłam powieki, gotowa na ból, ale on nie nadszedł. Poczułam tylko coś miękkiego na twarzy. Chciałam otworzyć oczy, lecz nic nie widziałam. No to chyba jakieś żarty są! Muszę widzieć!
- Kim jesteś?! - powtórzył lider, niemal krzycząc. Przez krótką chwilę nic się nie działo, a przynajmniej takie miałam wrażenie, w końcu nic nie widziałam.
Usłyszałam jak ktoś wciąga ze świstem powietrze. Zapanowała grobowa cisza, przerywana tylko przez wiejący wiatr.
- Jason - usłyszałam pełen niedowierzania głos lidera.
Kim jest Jason?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń