sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 9. Dzień za dniem

Siedzieliśmy przy stole w całkowitej ciszy.
- Czy dobrze zrozumiałem... -zaczął Cyborg - Raven widzieliście ostatnio jakieś półtora roku temu?
- Właściwie... To czasem się tu pokazuje -Bestia próbował ratować sytuacje.
- Jeśli mówiąc "czasem", masz na myśli w ogóle, to się zgadzam -powiedziała Jinx.
- Daj spokój, widziałem ją ostatnio!
- Kiedy? - zapytała dotąd milcząca Gwiazdka.
Popatrzył na mnie. Ej, chwila, mieliśmy siedzieć cicho!
- Susan - zielone oczy zwróciły się w moją stronę - Widziałaś Raven?
- No tak jakby... Bestia, musiałeś! - popatrzyłam na niego gniewnie.
- Ej, to nie moja wina. To ty chciałaś siedzieć cicho! Ja od razu mówiłem, żeby im powiedzieć! - wybuchnął zielony.
- Ty? - zapytałam z niedowierzaniem. - Myślałam, że ustaliliśmy to wspólnie!
- Tak, ja! Bo ty zawsze musisz wszystko ukrywać! - krzyknął.
- Bo może tak byłoby lepiej?
- Tajemnice bolą. - wtrąciła się w naszą "rozmowę" Terra
- I kto to mówi! -zaatakował ją Cyborg.
- Przynajmniej nie udawałam ducha przez dwa lata -warknęła.
- Nie, wcale! A co było kilka lat temu?
- Mam ci to wyjaśniać po raz enty?!
- Przyjaciele, dość! -Gwiazdka postanowiła zareagować -Nie możemy się kłócić. Robin...
- Robina tu nie ma -ucięłam.
- Ale gdyby wiedział... -zaczęła.
- Nic by z tym nie zrobił -znowu jej przerwałam. - Raven nadal siedziałaby w tym durnym pokoju. Gwiazdko, proszę. Nie udało nam się jej stamtąd wyciągnąć wtedy, nie uda się teraz.
- Proste i logiczne -skwitował Wally.
Wstał od stołu i wyszedł. Odprowadziliśmy go wzrokiem. Już nikt się nie odzywał. Bestia skończył swoje śniadanie, upchnął talerz w zlewie kuchennym i również wyszedł. Cyborg odchrząknął, przerywając śmiertelną cisze. Popatrzyliśmy na niego, ale jednak nic nie powiedział. Ten dzień zapowiada się bardzo ciekawie.
Robina nikt nie widział do wieczora. Około godziny osiemnastej z sali treningowej dobiegały odgłosy walki. Brunetka o pistacjowych oczach podreptała korytarzem w tamtą stronę. Uchyliła lekko drzwi. Zobaczyła walczących ze sobą dwóch ludzi. Czarnowłosy chłopak o umięśnionej sylwetce zręcznie unikał ciosów od niewiele wyższej dziewczyny, z długimi do pasa blond włosami niestarannie związanymi w warkocz. Obserwował uważnie przeciwnika, by po chwili zaatakować. Dziewczyna zatrzymała pięść. Nel przymknęła na chwile powieki, a gdy je otworzyła chłopak leżał na podłodze. Podniósł się na łokciu.
- Przegrałeś.
- Pewna jesteś? -zapytał z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
Podciął jej nogi i dziewczyna upadła jak długa na cienki materac za nią.
- Idiota do kwadratu -stwierdziła.
- Nawzajem -odparł.
- A gdybym miała nóż?
- Ale go nie miałaś.
Podciągnął się na wyciągniętej ręce. Susan uniosła kącik ust w uśmiechu. Odeszła na bok i wzięła jedną z półlitrowych butelek wody stojących w szafce przy ścianie.
Rzuciła mu butelkę, a on złapał ją zręcznie.
Jak oni tak mogą? Trenować dzień w dzień -Nel pytała się samą siebie, za każdym razem gdy tylko widziała ich w tej sali.
Poszła dalej. Cyborg biegał po korytarzu znosząc jakieś pudła. Zajrzała do niego. Maszyny. W jego pokoju było tego pełno. I łóżko takie jakieś dziwne... Przy jednej ścianie dostrzegła normalną komodę, z normalnymi szufladami, a w nich były, starannie poukładane, normalne ubrania. Na meblu leżała ramka na zdjęcie. Nel podniosła ją ostrożnie i przyjrzała się uważnie fotografii. Ten, który się na niej znajdował, wyglądał trochę jak Cyborg, tylko bez tego...wszystkiego. Człowiek na zdjęciu był normalny. Dziewczynka westchnęła. Też chciała być normalna.
 *
- Uważaj!
Dziewczyna schyliła się szybko, a dwa duże kamienie przeleciały tuż nad nią. Wyprostowała się i obejrzała za siebie. Kamienie wbiły się w budynek za nią.
- Ups...
Z cienia wyłoniła dziewczyna. Niebieskie tęczówki błysnęły w świetle latarni, a blond włosy falowały na wietrze. Mimo chłodu jaki panował na dworze, miała na sobie w cienką bluzeczkę z odkrytym brzuchem i wygrawerowanym T na piersi oraz szorty w kolorze żółtym. Druga dziewczyna zrobiła kilka kroków w jej stronę.
- Niezły lot -powiedziała, a w jej głosie dało się słyszeć sarkazm.
- Wcale nie był taki zły... -blondynka machnęła ręką.
- Mogłaś kogoś zabić -powiedziała chłodno tamta.
Terra spoważniała natychmiast. Podniosła wzrok na zakapturzoną postać naprzeciwko siebie. Kaptur od czarnego płaszcza całkowicie zasłaniał jej twarz, jednak można było dostrzec ciemnofioletowe oczy. Postać podniosła dłoń do góry i zakreśliła krąg w powietrzu, który zabłysł niebieskim światłem.
- Jeszcze raz -powiedziała. -Spróbuj trafić dokładnie w sam środek.
Terra przytaknęła i założyła na dłonie rękawice. Obwódki jej tęczówki zalśniły złotym blaskiem, który w jednej sekundzie wypełnił całe oczy. Kawałek ulicy oderwał się od podłoża razem z ziemią.
Zakapturzona odsunęła się pod ścianę jednego budynku. Ciągle zastanawiała się, czy dobrze robi przychodząc tutaj i pomagając jej w treningach.
- Udało mi się! -usłyszała wesoły głos Terry.
Podniosła głowę.
- Widziałaś? -niebieskooka podbiegła do niej.
- Widziałam, dobra robota -pochwaliła ją.
Ponownie podniosła dłoń i krąg zniknął. Schowała ręce pod płaszczem. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na jedyną przyjaciółkę jaka jej została. Na osobę, której wcześniej nie potrafiła zaufać. Co za ironia.
Podeszła do niej. Terra obserwowała zachód słońca z uśmiechem na twarzy.
- Jutro idziemy nad jakąś zatokę, najlepiej z dala od miasta - powiedziała wreszcie zakapturzona.
- Tu jest źle? -spytała Terra.
Odwróciła głowę w stronę majaczącej sylwetki wieży w kształcie litery T na horyzoncie.
- Tak -stwierdziła i podała przyjaciółce jej plecak.
Ta spojrzała na nią pytająco.
- Chyba robisz coś poza treningami. Chodź, niedaleko jest fajna knajpka -odwróciła się i ruszyła powoli w stronę miasta.
Blondynka uśmiechnęła się do siebie i pobiegła za towarzyszką. Trzymając pasek od plecaka szła za swoją przyjaciółką. Patrzyła na stare, zniszczone budynki, które je otaczały. Na pęknięcia w ścianach, dziury po kulach i rozbite okna. Ta część miasta była opuszczona - nikt tu nie mieszkał. Nikt nawet tu nie przychodził, z wyjątkiem bezdomnych, ale oni nie zwracali uwagi na latające kamienie. Dawno temu zdarzyło się tu coś strasznego. Od tego czasu nikomu nie przyszło do głowy, żeby tą dzielnicę odbudować. Dlatego to było świetne miejsce do treningów dla kogoś takiego jak Terra. Nie musiała się martwić o zniszczenia, jakie spowodowała, ponieważ te stare kamienice same się sypały.
- To tutaj -powiedziała zakapturzona, gdy zatrzymały się przed małą knajpką.
Stanęła przed oszklonymi drzwiami, a one otworzyły się automatycznie. Weszły do środka. Od razu uderzył je zapach chińszczyzny.
- Sushi, super! - ucieszyła się niebieskooka.
Rozejrzała się dokładniej po restauracji. Jej uwagę przykuły czerwone abażury powieszone nad sufitem. Na ścianach widniały różne malowidła, głównie kwitnące drzewa. Z drugiej strony sali znajdowały się oszklone drzwi tarasowe. Było to wyjście na piękny ogród. Na około oczka wodnego była brukowa kostka, ułożona w piękną mozaikę, a niewielkie drzewa owocowe rosły wzdłuż ścian. Cały ogród znajdował się na niewielkim podwórku, które ze wszystkich stron otaczały wysokie, powojenne kamienice.
Usiadła naprzeciwko przyjaciółki przy stoliku z ciemnego drewna.
- Widziałaś ten ogród? Jest piękny -powiedziała.
- Widziałam -odparła dziewczyna siedząca naprzeciwko. - Często tu przychodzę.
Zdjęła kaptur z głowy. Miała bardzo bladą cerę i krótko ścięte włosy w kolorze ametystowym. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, a w oczach w tym samym kolorze co włosy iskierka nadziei już dawno zgasła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń