sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 19. Człowiek pod maską

Kiedy usłyszałem swoje nazwisko po prostu mnie zatkało. Ten przestępca zna moją tożsamość, nie wiadomo co jeszcze. Ale skąd? Jak...? Byłem ostrożny, nikt nie wiedział. Usunąłem wszystkie informacje na mój temat, jakby Richard Grayson nigdy nie istniał. Został tylko Robin.
Starfire słyszała wszystko. Mogłem przysiąc, że w tej chwili przez głowę przelatują jej tysiące myśli, z czego ta najważniejsza, to o czym on mówi. Miała się nigdy nie dowiedzieć, a teraz przez mój jeden głupi błąd wszystko co wiedziała o mnie, zniknie. Jeśli się domyśli, nic już nie będzie takie samo.
To, co stało się później, zupełnie mnie zaskoczyło. Red X zasłonił jej twarz, a sam zdjął maskę. To co ujrzałem było niemożliwe, zupełnie nieprawdopodobne. Wciągnąłem ze świstem powietrze. On nie żyje. Osoba, która stoi teraz przede mną jest kimś innym. Hologram, klon, cokolwiek! Nie potrafiłem i nie chciałem przyjąć tej wiadomości do siebie. Nie możliwe, żeby to był...
- Jason - powiedziałem na głos.
Chłopak uśmiechnął się cynicznie i potrząsnął czarną czupryną. Jego niebieskie oczy błysnęły w świetle latarni.
- Nie spodziewałeś się?
Bez namysłu rzuciłem się na niego z pięściami, ale zrobił szybki unik. Był przygotowany na to. W chwili takiej jak ta, żałowałem, że nie miałem ze sobą mojego pasu z bronią. Większość ciosów unikał, kilka razy dostał.
- Czego chcesz, Todd?! - krzyknąłem w jego stronę. Skoro postanowił się ujawnić, musiał mieć ku temu powód.
- Naprawdę się nie domyślasz, Richard? - Uśmiechnął się ironicznie i uniósł brew.
Wpatrywał się we mnie bezczelnie, ubawiony moją reakcją. Założył ręce na piersi i to był jego błąd. Skoczyłem w jego kierunku wykonując cios. Zrobił zgrabny unik wyjmując z paska drugi sztylet. Rzucił go w moją stronę, na szczęście w porę zdążyłem odskoczyć w bok. Wtedy pojawił się znikąd tuż przy mnie i jednym ruchem w szczękę powalił mnie na ziemię. Uderzyłem plecami o brukowany chodnik. Poczułem słodki smak krwi w ustach. Podniosłem się na łokciach i spojrzałem na niego. Red X. To było takie oczywiste, ale wtedy myślałem, że nie żyje. Ciekawi mnie, czy Bruce wiedział, że jednak przeżył.
Jason wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Ściągnąłem brwi. Nie wiem jaki jest jego plan i nie podobało mi się to.
- Powiem ci coś, Dick - zaczął. Podniosłem się szybko i przybrałem pozycję obronną. Nie wiadomo, kiedy zaatakuje. - Zawsze szedłeś po trupach do celu, ale tym razem? Nie wygrasz, nie ważne jak bardzo będziesz się starał.
Tego było za wiele. Nie wiedziałem, co miał na myśli, ale ostro przesadził. Zanim jednak zdążyłem się ruszyć, zniknął z mojego pola widzenia. Usłyszałem szczęk metalu za plecami. Zareagowałem na tyle szybko, że ostrze sztyletu tylko otarło się o moją skórę. Syknąłem w bólu i przyłożyłem dłoń do krwawiącego ramienia.
X pokiwał z uznaniem głową. Rzuciłem mu nienawistne spojrzenie. Po co się ze mną tak bawi? Wiedziałem, że gdyby tylko chciał mógłby to skończyć tu i teraz. Podwinął rękaw i spojrzał na zegarek. Dam głowę, że skradziony.
- No dobra - rzucił pod nosem. - Czas na mnie. Slade przesyła pozdrowienia. - dodał po chwili.
Zachwiałem się jak od uderzenia w twarz.
- Pracujesz teraz dla tego psychola?!
- Można powiedzieć, że to tylko jednorazowa akcja - powiedział. - Znasz mnie, Grayson. Pracuję sam.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Dotknął przycisku na pasku i po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Długą chwilę stałem w miejscu tępo wpatrując się w miejsce, gdzie stał jeszcze przed sekundą. Dopiero po jakimś czasie otrząsnąłem się i pomogłem Starfire się uwolnić. Zerwałem materiał zasłaniający jej twarz.
Duże zielone oczy wpatrywały się we mnie ze strachem pomieszanym ze zdziwieniem. Cholera. Zapomniałem, że słyszała wszystko co do słowa.
- Robin?
*
Byłem w trakcie niszczenia Susan w nowej grze wideo, kiedy to się stało. Wszystkie moje czujniki zaczęły wariować i musiałem natychmiast przerwać grę.
- Cyborg? - usłyszałem niepewny głos blondyny. Spojrzałem na wyświetlacz na przedramieniu.
- Dziwne - mruknąłem. Widząc jej pytające spojrzenie dodałem szybko: - W moim systemie włączył się alarm.
- Główny komputer niczego nie wykrył - zauważyła. Faktycznie, alarm nie wył jak zazwyczaj. W ogóle się nie włączył.
- Wiem, dlatego to mnie niepokoi - odparłem. - Zawołaj BB i Terrę, widziałem jak wchodzili na dach. To może być coś ważnego.
Przytaknęła i od razu wybiegła z salonu. Opadłem z cichym westchnieniem na kanapę. Takie sytuacje zdarzały się niebywale rzadko. Podejrzewałem co mogło się stać. Jeśli rzeczywiście jest tak, jak myślę, czeka nas niełatwe zadanie.
Nie minęło dużo czasu, jak przez drzwi weszła Susan, a zaraz za nią nasze gołąbeczki. Mieli niepewne miny, nie wiedzieli pewnie, co się dzieje.
- Stary, co jest? - zagadnął zielony.
- Spójrzcie - zacząłem, odwracając się w stronę ekranu. Usiedli na kanapie w wyczekiwaniu, a Susan stanęła obok mnie z założonymi rękami. Wyświetliłem mapę miasta i po przybliżeniu ukazał nam się obraz starego miasta oraz portu. W dwóch miejscach stały czerwone kropki. - W tych miejscach włączył się cichy alarm. Podejrzewam, że system antywłamaniowy został wyłączony, dlatego nie mamy żadnej informacji na temat tych włamań.
- To skąd...?
- Czujniki Cyborga świetnie poradziły sobie z tym problemem, w przeciwieństwie do naszego komputera - przerwała mu Susan. No to wszystko wyjaśnione.
Fakt, że alarm antywłamaniowy został wyłączony w dwóch miejscach w tym samym czasie nigdy nie wróżył niczego dobrego. Zdecydowanie była to robota kogoś bardziej doświadczonego, niż przeciętnego złodzieja rowerów. Niewiele osób, z którymi mieliśmy do czynienia było na tyle mądre.
- A co z resztą? - zapytała Terra.
- Wally i Jinx mają swoją własną misję - powiedziała wymijająco Susan. KF był w Central City, pomagał Flashowi, a Jinx? Zabrałem się na namierzanie ich komunikatorów.
- Cyborg - dziewczyna położyła mi rękę na ramieniu. - Robin zanim wyszedł ze Star przydzielił Jinx pewien sektor w mieście do patrolowania. Jestem pewna, że w tej chwili jest dość zajęta. Wally'ego można zawołać, pewnie już skończył swoją robotę.
Ściągnąłem brwi. Nie byłem tego pewny, ale chyba wiedziała co mówi. Tylko dziwne, że lider wcześniej nas nie poinformował, że coś się dzieje w mieście. Przytaknąłem. Susan zaraz skontaktowała się na Kid'em i nie minęło 10 minut, jak był już na miejscu. Zapoznałem go z obecną sytuacją.
- A co z Robinem i Star? - zapytał.
- Wychodząc nie zabrali swoich komunikatorów - odpowiedziała za mnie Susan. - Chociaż powinni już wrócić...
- W tej chwili ich tu nie ma, więc będziemy musieli sobie poradzić bez nich. Podzielimy się na dwie grupy. - powiedziałem pewnie. - Terra i Wally idą ze mną na skrzyżowanie osiemnastej z Kopernika*, Bestia i Susan, wy idziecie do portu. Miejcie włączone nadajniki.
*
Razem z BB udałam się w wyznaczone miejsce. W głębi duszy cieszyłam się, że Cyborg przydzielił mi akurat jego. Przynajmniej będę mogła swobodnie używać moich mocy.
- Według mapy, to tutaj - powiedziałam, zerkając raz jeszcze na elektroniczną mapę. Coś mi tu nie pasowało, tylko jeszcze nie wiedziałam co.
- Czemu oni zawsze muszą wybierać jakieś magazyny? - jęknął zielony. W sumie mnie też to zastanawia.
- Nie widzę niczego podejrzanego - Omiotłam spojrzeniem cały budynek. Dwupiętrowy ceglak z niewielką ilością okien i dość dużą bramą. Typowe.
W jednym z okien zauważyłam jakiś ruch. Nie oglądając się na mojego towarzysza niezauważenie wślizgnęłam się do środka. Wewnątrz panował półmrok, ciężko było cokolwiek zobaczyć. Kiedy Bestia dotarł zeskoczyłam na dół. Teraz widziałam zdecydowanie więcej. Magazyn był prawie pusty. Nie licząc kilkunastu skrzynek i jakiś drzwi, nie było tu nic. Usłyszałam czyjeś kroki i po chwili całe pomieszczenie zalało białe oślepiające światło. To, co wcześniej było niewidoczne, teraz zostało ukazane w całej postaci. Pod każdą ścianą stał szereg postaci ubranych w czarne kombinezony. A każda z nich miała pomarańczową maskę. Slade i jego roboty. Świetnie.
Każdy z nich wykonał kilka kroków do przodu, otaczając nas ze wszystkich stron. Przybrałam pozycję bojową, a Bestia zmienił się w tygrysa. Dałam mu znak ręką i rzuciliśmy się do walki.

Mieliśmy przewagę, ale nie na długo. Szanse na wygranie tej walki z każdą chwilą spadały coraz bardziej. Gar powalił na ziemię kilka z nich, a ja starałam się z kimś skontaktować. Zadziałało może za piątym razem.
- Susan, co jest? - usłyszałam głos lidera i po prostu odetchnęłam z ulgą. - Co się dzieje, gdzie jesteś?
Obraz był niewyraźny, coś zakłócało połączenie.
- Mamy mały problem, prześlę ci współrzędne. Tylko weź się pośpiesz, bo nie wiem ile czasu wytrzymamy! - powiedziałam z lekką paniką w głosie. Zdążyłam tylko podać mu naszą lokalizację i od razu się rozłączyłam.
W ostatniej chwili wychwyciłam ruch za plecami. Schyliłam się, tym samym unikając spotkania z metalową pięścią jednego z robotów. Wyjęłam kijek i jednym ruchem przebiłam nim tą chodzącą kupę kabli. Z drugim zrobiłam to samo.
Naraz wszystkie zatrzymały się w miejscu, jakby zostały wyłączone. BB nawet pchnął lekko jednego z nich, a ten poleciał do tyłu uderzając w posadzkę. Nawet bym się zdziwiła, gdybym nie dostrzegła postaci stojącej dokładnie naprzeciwko. Slade.
- Brawo - powiedział, a jego głos pobrzmiewał metalicznym echem. - Wytrzymaliście o 4 minuty dłużej niż zakładałem.
- Czego chcesz, Slade?! - wrzasnął Bestia stanąwszy obok mnie w ludzkiej postaci. Ja wolałam się nie odzywać.
Nie odpowiedział, tylko odwrócił się napięcie i wybiegł przez boczne drzwi. Kiedy zniknął z pola naszego widzenia wszystkie roboty uruchomiły się na nowo. Chciałam biec za nim, ale mieliśmy jeszcze jeden problem.
- Goń go, poradzę sobie! - krzyknął zielony, widząc moje wahanie. Przytaknęłam i ruszyłam na Slade'm.
Wybiegłam na zewnątrz. Pierwsze co mnie zaskoczyło, to ciemna noc. Nie wiedziałam ile czasu zajęła nam walka z tymi robotami, ale chyba dość dużo. Rozejrzałam się uważnie dookoła. Znajdowałam się na placu, zupełnie osłoniętym przez hangary. Jedyne wyjście znajdowało się za mną. Na środku dostrzegłam sylwetkę mężczyzny.
- Chyba zostaliśmy sami - powiedział. Jeśli myśli, że mnie nastraszył, to się grupo myli.
- O co ci chodzi? - zapytałam wprost.
Nie lubiłam, kiedy tak się ze mną bawił, jak zwykle nie odpowiedział. Jego maska uniemożliwiała mi czytanie jego myśli, nie znosiłam tego. Zacisnęłam pięści i bez namysłu rzuciłam się na niego, wykonując pierwszy cios. Nasze techniki były podobne, ale on zdecydowanie był silniejszy. Musiałam wykorzystać to, czego nauczyłam się od niego przez te lata, które mnie szkolił. Uderzyłam z zimną precyzją. Bez zaciekłości, która pewnie poprowadziłaby mnie wprost do porażki. Metodycznie dobierałam rytm uderzeń serca i miejsca, w które starałam się trafić.
W pewnym momencie coś się zmieniło. Śpiewnie zadźwięczała uwolniona klinga. Gdyby nie fakt, że kiedyś uczyłam się jak walczyć mieczem, nie miałabym z nim żadnych szans. Cofnęłam się nieco i ścisnęłam mocniej metalowy kij. Część ciosów parowałam, część unikałam. Jedne były prawdziwymi, niosącymi śmierć atakami, inne stanowiły tylko zasłonę dla tych pierwszych. Unik, parada, uskok, unik, unik. O ataku nie mogłam nawet marzyć, ledwo wystarczało mi sił i refleksu na skuteczną obronę.
Uchyliłam się przed szerokim cięciem, ale poczułam smagnięcie metalu. Zaczęłam się cofać. Kiedy Slade miał uderzyć, jakaś siła odepchnęła go w bok. Czarna peleryna śmignęła mi przed nosem. Wylądował dwa metry dalej, podbierając się łokciami podniósł się z ziemi. Spojrzałam na chłopaka, stojącego bokiem do mnie. Trzeba przyznać, pośpieszył się.
- Co tym razem, Slade? - Robin schylił się i podniósł leżący przed nim miecz.
Mężczyzna stanął prosto i strzepnął niewidoczny pył z rękawa. Zaśmiał się pod nosem. Widać było, że bawi go ta sytuacja.
- To już z własną córką nie wolno porozmawiać?
Serce stanęło mi w pół uderzenia, źrenice rozszerzył szok, a ja sama zamarłam w bezruchu. Wpatrywałam się dużymi oczami w stojącą przede mną dwójkę. Wydawało się, że czas stanął w miejscu, zapanowała martwa cisza. Robin powoli się odwrócił.
Nie wiem, ile czasu minęło, aż w końcu jeden z nich wykonał jakiś ruch. Slade rzucił małą bombę dymną przed siebie i zanim któreś z nas zdążyło zareagować, po prostu rozpłynął się w powietrzu. Robin przeniósł swój wzrok na mnie. Czułam jego emocje. Niedowierzanie, szok, rozczarowanie, wściekłość. Sam nie dał po sobie nic poznać. Jego twarz przybrała surowy wyraz. Nie padło ani jedno słowo.
Zdecydowanie nie jest dobrze.
- Powiedz coś! Cholera, Robin, będziesz tak na mnie patrzeć całe życie?! - krzyknęłam zdesperowana z paniką w głosie. Bałam się jego reakcji. Właśnie dowiedział się czegoś, co usiłowałam ukryć od czasu, gdy tylko poznałam swojego tatę. W tej chwili liczyłam chyba na cud. Może tylko wywali mnie z drużyny... Jakoś to zniosę.
- Chyba nie mam tu nic do powiedzenia - warknął. Zaciśnięte pięści zdradzały, jak bardzo walczy ze sobą.
- Robin, proszę! Zamierzałam wam powiedzieć...
Próbowałam jakoś załagodzić sytuacje, ale nie oszukujmy się, nic z tego nie wyjdzie. Dowiedział się. Nic już nie będzie takie samo.
- Oboje wiemy, że to nieprawda. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń