sobota, 27 stycznia 2018

[2 years later] 11. Coś się przypala

*Susan*
- No nie, ja tego nawet nie tknę - oznajmiłam wszystkim zebranym.
Pochyliliśmy się jeszcze raz nad kuchnią. Różowa ciesz w garnku bulgotała głośno, a pokrywka podskakiwała wesoło. Gwiazdka zostawiła na chwilę nasz obiad, wiec mogliśmy się przyjrzeć co to tak właściwie jest. Oczywiście nikt nawet nie znał nazwy, a Bestia zdążył już to ochrzcić na "kosmiczny budyń". Bardzo oryginalnie.
Cyborg odsuną nas od wielkiego garnka w celu ocenienia sytuacji. Ściągnął brwi.
- To wygląda jak...
- Jak coś, czego się nie je - wpadł mu w słowo Wally.
- No dobrze - rozłożył ręce. - To co proponujesz?
Plan był prosty. Robin miał trzymać Gwiazdkę z dala od kuchni, a my musieliśmy ugotować na obiad coś normalnego, co odpowiadałoby każdemu. Bestia i Cyborg jeszcze długo się spierali jaką potrawą przyrządzić, ale w końcu doszli do porozumienia. Kiedy weszłam do salonu zastałam Garfielda drzemającego na kanapie i Cyborga, który krzątał się przy kuchni.
- Rozumiem, że już wszystko macie - powiedziałam z ironią w głosie.
Pochyliłam się nad śpiącym wegetarianinem.
- Nie do końca - odparł Cyborg.
Zerknął na kartkę leżącą na blacie kuchennym. Były na niej wypisane wszystkie potrzebne składniki. Zaczął przeglądać zawartość lodówki mrucząc coś pod nosem.
- Brakuje czegoś? - spytałam.
- Ta - mruknął zamykając drzwiczki.
Bestia otworzył oczy i przeciągnął się równocześnie siadając.
- O, cześć Susan - przywitał się wyraźnie zaskoczony moją obecnością.
- Wstawaj żabo – posłałam mu drwiący uśmieszek.
- Co ty tu robisz? - spytał głupio. - Nie miałaś teraz trenować z Nel?
Faktycznie, parę dni temu Robin wyraźnie powiedział, że to ja mam się zająć szkoleniem Nel. Ale jakoś wyleciało mi z głowy.
Machnęłam ręką.
- Zrobię to wieczorem.
- W takim razie pójdziesz z Bestią do miasta i kupisz wszystkie rzeczy z tej listy - usłyszałam rozbawiony głos Cyborga.
Westchnęłam tylko. Blaszak wcisnął zielonemu do rąk pieniądze wraz z listą zakupów i dokładnie wytłumaczył co w jakim sklepie mamy kupić.

*Gwiazdka*
Dzień być przepiękny. Kroczyłam wolno jedną z alejek w parku miejskim, rozglądając się wokoło za ptakami, które teraz ćwierkały wesoło, i chłonąc ciepłe promienie. Trawa była soczyście zielona, drzewa szumiały lekko, a nieliczne białe chmury przesuwały się wraz z wiatrem, sprawiając, że całe miejsce było oazą spokoju. Czułam się zwyczajnie szczęśliwa, że mogłam tu teraz być. 17-letni chłopak o czarnych włosach i jasnej cerze szedł tuż obok mnie. Miał na sobie ciemne jeansy oraz przyległy czerwony T-Shirt, podkreślający jego mięśnie, a maska zakrywała mu oczy.
Uśmiechnął się ciepło do mnie, przez co oblałam się rumieńcem.
- To był dobry pomysł, żeby tu przyjść - stwierdził.
- Sam mnie tu zaciągnąłeś - przypomniałam mu.
Powód, dla którego wyszliśmy do parku był mi nieznany. Jednak teraz uważam, że potrzebowaliśmy tego. Odrobiny czasu tylko dla siebie, bez złośliwych uwag ze strony chłopaków... Trzeba przyznać, że ostatnio Robin ciężko pracował. Temat ataku tych kosmitów nie dawał mu spokoju. Zabarykadował się w swojej pracowni całkowicie zapominając o reszcie świata. Ten spacer mogę spokojnie potraktować, jako jego formę przeprosin. Tuż obok parku, w starej kamienicy znajduje się lodziarnia. Przychodzimy tam czasem, gdy akurat któreś z nas wpadnie na pomysł zabrania pieniędzy.
Robin wręczył mi banknot 5 dolarowy na lody. Stanęłam grzecznie w kolejce, a on sam rozsiadł się na ławce. Mimo, iż jest piękne popołudnie i raczej nic nie zagraża miastu ciągle miałam wrażenie, że w każdej chwili może iść i walczyć.
Usiadłam przy nim z lodem w ręce. Robin zaczął opowiadać co się działo w mieście pod moją nieobecność. Najbardziej zdziwiło mnie zniknięcie Raven i odejście Cyborga. Przecież wcześniej wszystko było w porządku. Oczywiście nie powiedział mi, co było powodem odejścia Cyborga.
- Dobrze, że jesteś - powiedział i objął mnie ramieniem.
- I nigdzie się nie wybieram - zapewniłam go. Uśmiechnęłam się czule.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie. Chwycił mój podbródek w dwa palce i uniósł ku górze, jednocześnie zmuszając mnie spojrzenia na niego. Trwaliśmy w tej pozycji jeszcze kilka dobrych chwil, chłonąc nawzajem swe oblicza. Robin nachylił się w moim kierunku i obdarzył moje usta długim, namiętnym pocałunkiem. Zamknęłam oczy, czując jak po całym ciele przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Wafelek z lodem wyślizgnął mi się z ręki, ale nie zwróciłam na to uwagi. Czułam się lepiej niż kiedykolwiek. I nie mogłam się skupić na niczym innym niż na jego miękkich ustach.
- Nie wypada całować się w miejscu publicznym. Ludzie na nas patrzą - mruknęłam, gdy już odsunęliśmy się trochę od siebie.
- I dobrze - odparł patrząc mi prosto w oczy. Zarumieniłam się.
Chciałam odwzajemnić pocałunek, ale w tym momencie odezwał się komunikator Robina. Na małym ekranie widniała postać Cyborga.
- Co jest? - spytał Robin ukradkiem zerkając w moją stronę.
Wstał, posłał mi przepraszające spojrzenie i odszedł na bok, abym przypadkiem nie usłyszała ich rozmowy. Siedziałam przed dłuższą chwilę sama nerwowo bawiąc się palcami, aż w końcu Robin wrócił.
- Musimy iść - powiedział szybko chowając komunikator do paska, z którym nigdy się nie rozstaje.
- Stało się coś? - spytałam zmartwiona, chociaż nie do końca rozumiałam o co chodzi.
Nie odpowiedział, tylko złapał moją dłoń i ruszył przed siebie. Nie sprzeciwiałam się - w końcu chyba wie co robi.
Skierowaliśmy się w stronę, zaparkowanego dwie ulice dalej, motoru Robina. Tutaj było zdecydowanie mniej ludzi. Na brukowanej ulicy stało może z pięć samochodów. Ciągle miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.

*Susan*
Po powrocie z zakupów Cyborg zabrał się za przygotowywanie jedzenia, a Gar poszedł odpocząć. Postanowiłam pójść w jego ślady i rozsiadłam się na kanapie. Zamknęłam oczy i próbowałam udawać, że nie słyszę uwag Jinx grającej z Wally'm przy stole w szachy. Ja tej gry nie rozumiem, nie umiem w to grać, więc dla mnie to nudne.
Wychyliłam głowę zza oparcia, aby zobaczyć jak im idzie.
Wally uśmiechnął się lekko. Ruszył ukrytym w rogu planszy gońcem, zbijając, chyba, hetmana Jinx.
- Szach - splótł palce, zasłaniając w tym geście usta.
Rzuciła mu mordercze spojrzenie.
- Po szachu - jego pionek poległ pod figurą czarnego konia.
Westchnął cicho i przysunął bliżej hetmana. Zatrzymał nagle dłoń.
- Jeśli zbiję konie, stracę hetmana. Zostaną tylko trzy gońce, więc będzie pat. Z drugiej strony nie mam innego ruchu, bo w tym miejscu, pozbywszy się...
- To jest pat. - ucięła. - A niby się znasz na szachach.
Uniósł obie dłonie do góry w obronie.
- Dobrze, już nic nie mówię...
Dziewczyna spojrzała na niego spod firany czarnych rzęs.
- No przecież nic nie mówię! - wykrzyknął.
- Spokojnie. Coś się przypala - oznajmiła. Wskazała na strużkę czarnego dymu nad kuchnią.
- Nasz obiad! - zawył i skoczył w stronę garnków.
Jinx westchnęła na widok zwęglonych resztek mięsa. Rzuciła jeszcze "no to się popisałeś..." i poszła schować szachy do pudełka (po szachach XD).
- Przecież Cyborg mnie zabije! - lamentował Kid Flash.
Drzwi otworzyły się i wszedł przez nie zielony gnom, innym znany jako Bestia, który żuł akurat jakieś stare żelki. Od razu poczuł zapach spalenizny.
- Co tak śmierdzi? - spytał. Aż musiał zatkać nos, chociaż niewiele to pomogło.
- Były obiad - odparła Jinx.
- Wasz były obiad - poprawił go zielony. - Ja mam tofu!
Zrobił zadowoloną minę wyciągając z lodówki dużą kremową kostkę na talerzu. Wally mimowolnie się skrzywił.
- Zamówmy pizze - zaproponował.
W tym momencie do salonu wpadł czerwony ze złości Cyborg.
- Jak to?! - wrzasnął. - Pizze? A moje żeberka?
- Spaliły się - mruknęła Jinx. I zaraz pożałowała ujawnienia prawdy. A raczej Wally pożałował, bo nie dopilnował obiadu.
- Co?! - wydarł się blaszak.
O nie, ja się w to mieszać nie będę. Schowałam się jeszcze bardziej za oparciem w nadziei, że mnie nie zobaczą.
- Zagapiłem się... - próbował wytłumaczyć. A w następnej chwili wiał przed wściekłym Cyborgiem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad dla przyszłych pokoleń